Gdyby ten wulkan wybuchł
parę dni wcześniej...
(Lady Pazurek)
Ludzie nadal wyrzucają choinki...
Z ziemi nic nie widać. Dopiero ze szczytu Cmentarnej Bramy
pokazują się smugi pyłu niesione po błękitnym niebie przez wiatr. Wyglądają jak
sfałdowanie piasku na dnie jeziora, fala za falą. To ciekawe jak bardzo naszą
percepcję ogranicza miejsce, w którym przebywamy. Wystarczy 16 pięter i świat
staje się czymś innym.
Z pewnością stałby się inny dla kogoś kto ostatniej soboty
wybrałby się na nocny spacer na plażę, gdzie wskutek oblewania uwolnienia
Najjaśniejszej spod ciężkiej płetwy Prawa i Sprawiedliwości, czy też jak chcą
niektórzy: Przeproście i Spierdalajcie, urządziliśmy wyścigi rowerowe po
płyciźnie. Dodać należy, że na ośmiu startujących były tylko cztery rowery,
składana hulajnoga, para rolek oraz karton po telewizorze.
Wyścig był zażarty i bezwzględny, obfitujący w krwawe
obrażenia, zgrzyt zderzających się bolidów, liczne fruwające w powietrzu
kawałki zwykłe i organiczne oraz jedną reanimację usta-usta, z tymże
reanimowany odmówił współpracy na widok nachylającej się nad nim ohydnej
paszczy i uciekł w głąb morza skąd wabiliśmy go potem półlitrówką przez blisko
godzinę. Do dalszych konsekwencji należało nieludzkie zwleczenie mnie z barłogu
i prawdopodobnie Borysa, oraz gorączkowe przeszukiwanie Zatoki w celu
odzyskania roweru oraz rolki. Wrak roweru odkryliśmy w pobliżu mola, gdzie
spoczywał zatopiony niczym amerykańska barka desantowa pod Guadalcanal, po
rolce natomiast nie pozostał żaden ślad co spowodowało powstanie teorii, że
odpłynęła wraz z porannym odpływem w kierunku otwartych wód, gdzie z pewnością
spowoduje katastrofę jakiegoś tankowca.
I uwierz nam proszę droga Iwono Magdaleno szukaliśmy
naprawdę dokładnie, wszak znaleźliśmy nawet spoczywającą spokojnym snem
wiecznym na głębokości metr dwadzieścia komórkę Seby, oraz leżące na
przestrzeni 5 metrów
dna drobniaki jego. A zamarznięte jaja dzwoniły nam w głębinie niczym dzwony
zatopionych miast wprowadzając zapewne w zadziwienie wieloryby gdzieś w
zielonej głębi odległego Atlantyku.
W niedzielę zaś w południe odbyły się w Herbaciarni obchody
pierwszych urodzin Krewetki, przesunięte z lekka, ponieważ przedtem jej
szanowna rodzicielka się półpasła. Krewetka otrzymała zbiorczego misia
wielkości sterowca, pod którym będzie mogła się schować jeszcze przez wiele
lat. Herbaciarka, będąca posiadaczką dumnego a obfitego biustu, którym zapewne
przyprawiłaby o czkawkę Lolo Ferrari, ubrała na tę okazję „pionową bluzkę”, z
której owe cuda wysuwały się co jakiś czas majestatycznie niczym
transkontynentalne pociski z silosów, tak że ich właścicielka pochylając się
musiała subtelnie podtrzymywała je dłonią, by w urodzinowym torcie nie
pozostały subtelne odciski.
Jest wiosna moi kochani, ptaszki śpiewają, niebo jest
błękitne a ja od niemal 6 lat żyję w celibacie, resztę dnia spędziłem z bólem
żołądka i światłowstrętem. W radiach nadal miauczeli, po raz pierwszy więc od
roku odpaliłem kasety. O zmierzchu niczym zombi w drzwiach stanął Seba z
uśmiechem psychopaty na twarzy i pokrytą wodorostami rolką w rękach. W poniedziałek
na szczęście czekała mnie praca, inaczej pewnie bym się wykończył.
Rozmawia sąsiad z sąsiadem:
- Popatrz pan, Jacuś się żeni, a
jeszcze wczoraj raczkowało toto
po trawniku, taplało się w kałużach...
- No, w końcu wieczór kawalerski
miał.
(Angora)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz