czwartek, 15 kwietnia 2010

Na chwilę puls polskiej historii zatrzymał się



- Co pijesz, wino, wódę?
- ...no i piwo

Rozdzierający ryk syren nad miastem. Niedzielne południe. Wszystko zatrzymuje się: samochody, ludzie. Twarze obrócone ku błękitnemu niebu. Wszystko zatrzymane w pojedynczym kadrze. Stopklatka z naszych czasów. I ta cisza, dźwięk syren brzmiący w absolutnej samotności, gdy wszystko pozostałe milknie i przestaje na chwilę istnieć.
A potem nadciągająca z rykiem fala polskiej paranoi, która przez kilka dni zawieszenia spiętrzyła się i skumulowała w pięść mocy: Kaczyński spocznie na Wawelu... Najgorszy prezydent Polski wszech czasów, turkuć podjadek polskiej polityki, moralny karzeł, który niszczył ludzi z płytkiej zawiści i zacietrzewienia, skrajny nieudacznik, który prawie zawsze mając do wyboru dwie decyzje wybierał złą, włącznie z tą ostatnią, która kosztowała życie niemal 100 osób.
Po awanturze w Inguszetii, piloci nie dyskutowali z „zwierzchnikiem sił zbrojnych”, podejrzewam też że nasz Wielki Mąż Stanu, gdy usłyszał, że Rosjanie nakazują lądowanie na innym lotnisku, z głębin swojego błyskotliwego intelektu wysnuł jedyny słuszny wniosek, że jest to celowa i oczywiście złośliwa próba zakłócenia obchodów Katynia. Samolot wylądował by więc właśnie tam nawet gdyby było to jezioro wrzącej lawy.
No ale nic, Kennedy też był żałosnym nieudacznikiem, który przegrałby z kretesem kolejne wybory, a jedyną jego zasługą było to, że w pewnym momencie przestraszył się tego do czego doprowadził, dzięki czemu nie wybuchła trzecia wojna światowa. Teraz jest niemal bogiem a matki wciąż od nowa snują swym dzieciom opowieści o Cesarzu Kennedym. Nie trzeba więc wspinać się jakiekolwiek wyżyny, wystarczy pięknie umrzeć. Nasz prezydent odszedł z wielkim hukiem szkoda tylko że na swój całopalny stos zabrał ze sobą tylu innych.
Tymczasem syreny krążą nad miastem nucąc swoją smutną pieść, ja pozbyłem się starej, zionącej napalmem kuchenki i rzucam kurwami w obłokach pyłu na szpachlarzy pośród podniebnych labiryntów Cmentarnej Bramy, w Moskwie robią testy DNA i życie powoli wraca na stare tory. Choć obecnie, choć może na chwilę wydaje się ono jakieś lepsze. Mam nadzieję, że to był właśnie sens istnienia Lecha Kaczyńskiego, że jego małe, wstrętne życie nabrało monumentalnych cech w chwili zderzenia ze śmiercią, zmieniając choć na chwilę, a może i na dłużej nas, nasz kraj, politykę, sposób postrzegania świata.
Jak pisałem wcześniej w katastrofie zginął przekrój społeczno - polityczny kraju. Każdy z nas, niezależnie od poglądów, miał tam ludzi których cenił  i których jest mu żal. Dlatego myślę, że może to być jeden z przełomowych momentów naszej historii. Tak jak zatonięcie Titanica, jednostkowo przecież niewielka katastrofa, złamało wiarę kilkudziesięciu pokoleń i zakończyło dziewiętnastowieczną erę snów. Nagle liberał płacze u boku moherowej babci, przedstawiciel lewicy obok prawicowego ultrasa. Nikt nie ma możliwości wbijania szpil bliźniemu swemu ponieważ strata jaką ponieśliśmy, tak, ponieśliśmy, jest tak wszechobecna i totalna.

Co 7 lat ludzie tracą
połowę przyjaciół

(Angora)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz