- Co pijesz, wino, wódę?
- ...no i piwo
Rozdzierający ryk syren nad miastem. Niedzielne południe.
Wszystko zatrzymuje się: samochody, ludzie. Twarze obrócone ku błękitnemu
niebu. Wszystko zatrzymane w pojedynczym kadrze. Stopklatka z naszych czasów. I
ta cisza, dźwięk syren brzmiący w absolutnej samotności, gdy wszystko pozostałe
milknie i przestaje na chwilę istnieć.
A potem nadciągająca z rykiem fala polskiej paranoi, która
przez kilka dni zawieszenia spiętrzyła się i skumulowała w pięść mocy:
Kaczyński spocznie na Wawelu... Najgorszy prezydent Polski wszech czasów,
turkuć podjadek polskiej polityki, moralny karzeł, który niszczył ludzi z
płytkiej zawiści i zacietrzewienia, skrajny nieudacznik, który prawie zawsze
mając do wyboru dwie decyzje wybierał złą, włącznie z tą ostatnią, która
kosztowała życie niemal 100 osób.
Po awanturze w Inguszetii, piloci nie dyskutowali z
„zwierzchnikiem sił zbrojnych”, podejrzewam też że nasz Wielki Mąż Stanu, gdy
usłyszał, że Rosjanie nakazują lądowanie na innym lotnisku, z głębin swojego
błyskotliwego intelektu wysnuł jedyny słuszny wniosek, że jest to celowa i
oczywiście złośliwa próba zakłócenia obchodów Katynia. Samolot wylądował by
więc właśnie tam nawet gdyby było to jezioro wrzącej lawy.
No ale nic, Kennedy też był żałosnym nieudacznikiem, który
przegrałby z kretesem kolejne wybory, a jedyną jego zasługą było to, że w
pewnym momencie przestraszył się tego do czego doprowadził, dzięki czemu nie
wybuchła trzecia wojna światowa. Teraz jest niemal bogiem a matki wciąż od nowa
snują swym dzieciom opowieści o Cesarzu Kennedym. Nie trzeba więc wspinać się
jakiekolwiek wyżyny, wystarczy pięknie umrzeć. Nasz prezydent odszedł z wielkim
hukiem szkoda tylko że na swój całopalny stos zabrał ze sobą tylu innych.
Tymczasem syreny krążą nad miastem nucąc swoją smutną pieść,
ja pozbyłem się starej, zionącej napalmem kuchenki i rzucam kurwami w obłokach
pyłu na szpachlarzy pośród podniebnych labiryntów Cmentarnej Bramy, w Moskwie
robią testy DNA i życie powoli wraca na stare tory. Choć obecnie, choć może na
chwilę wydaje się ono jakieś lepsze. Mam nadzieję, że to był właśnie sens
istnienia Lecha Kaczyńskiego, że jego małe, wstrętne życie nabrało
monumentalnych cech w chwili zderzenia ze śmiercią, zmieniając choć na chwilę,
a może i na dłużej nas, nasz kraj, politykę, sposób postrzegania świata.
Jak pisałem wcześniej w katastrofie zginął przekrój
społeczno - polityczny kraju. Każdy z nas, niezależnie od poglądów, miał tam
ludzi których cenił i których jest mu
żal. Dlatego myślę, że może to być jeden z przełomowych momentów naszej
historii. Tak jak zatonięcie Titanica, jednostkowo przecież niewielka
katastrofa, złamało wiarę kilkudziesięciu pokoleń i zakończyło
dziewiętnastowieczną erę snów. Nagle liberał płacze u boku moherowej babci,
przedstawiciel lewicy obok prawicowego ultrasa. Nikt nie ma możliwości wbijania
szpil bliźniemu swemu ponieważ strata jaką ponieśliśmy, tak, ponieśliśmy, jest
tak wszechobecna i totalna.
Co 7 lat ludzie tracą
połowę przyjaciół
(Angora)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz