Na wstępie zaznaczę, dla tych, którzy już zdążyli zapytać i
tych, którzy mają to w planach: Nie, to nie ja strąciłem prezydencki samolot.
Osobiście podejrzewam Ziobrę...
Najprawdopodobniej zaś, jak to drzewiej bywało Lechu uparł
się przy tym lądowaniu, bo nie chciał się spóźnić na uroczystości i pilot nie
miał specjalnie nic do gadania. Prezydent chciał znaleźć się szybko na ziemi i
udało mu się.
Święto, modlitwa za papieża, 70 rocznica Katynia, akurat to
miejsce i czas. Ginie cały przekrój polityczny i klasowy Rzeczpospolitej. Gdyby
Bóg chciał wyrazić się jaśniej musiałby pojawić się na miejscu osobiście i
pomachać chorągiewką.
Nigdy nie przypuszczałem, że może mi się zrobić przykro z
powodu Kaczyńskich, posłów PISu, czy przedstawicieli kościoła. Wściekłość,
pogarda, oburzenie owszem, ale nie smutek. Tymczasem dano nam wszystkim do
zrozumienia, że niezależnie jak ktoś nas wkurwia i co mówi może być zwykłym
przerażonym człowiekiem w roztrzaskującym się samolocie i nawet brak jego
irytującej obecności może okazać się dotkliwą stratą.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz