niedziela, 11 kwietnia 2010

...i więcej już się nie kłóćcie.



Na wstępie zaznaczę, dla tych, którzy już zdążyli zapytać i tych, którzy mają to w planach: Nie, to nie ja strąciłem prezydencki samolot. Osobiście podejrzewam Ziobrę...
Najprawdopodobniej zaś, jak to drzewiej bywało Lechu uparł się przy tym lądowaniu, bo nie chciał się spóźnić na uroczystości i pilot nie miał specjalnie nic do gadania. Prezydent chciał znaleźć się szybko na ziemi i udało mu się.
Święto, modlitwa za papieża, 70 rocznica Katynia, akurat to miejsce i czas. Ginie cały przekrój polityczny i klasowy Rzeczpospolitej. Gdyby Bóg chciał wyrazić się jaśniej musiałby pojawić się na miejscu osobiście i pomachać chorągiewką.
Nigdy nie przypuszczałem, że może mi się zrobić przykro z powodu Kaczyńskich, posłów PISu, czy przedstawicieli kościoła. Wściekłość, pogarda, oburzenie owszem, ale nie smutek. Tymczasem dano nam wszystkim do zrozumienia, że niezależnie jak ktoś nas wkurwia i co mówi może być zwykłym przerażonym człowiekiem w roztrzaskującym się samolocie i nawet brak jego irytującej obecności może okazać się dotkliwą stratą.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz