poniedziałek, 8 lutego 2010

Twój pastelowy uśmiech



Czy miałem na to ochotę?
Nie! Wolałem już przejść
się ulicami Teheranu w
koszulce z Gwiazdą
Dawida...

(Clarkson)

Ostatnio rozkuwaliśmy z wiecznej zmarzliny Chełm. Miejsce, które Niemcy zbudowali jako konkurencję dla Miasta. Miasto zareagowało jak zwykle w sposób spokojny i wyważony, spaliło i rozebrało konkurencję cegła po cegle do poziomu gruntu. Dopiero później Chełm się odtworzył ale już jako dzielnica, a wszytko to po to by po 6 godzinach stukania w pokrywę lodową nasze łopaty podwijały się fantazyjnie pod siebie, tworząc coś w rodzaju motyki. W każdym razie Bartek przyjął przy tej okazji do pracy dwóch spadochroniarzy z NewPort. Podwozili mnie potem pod ojczystego, brzeźnieńskiego Lidla, bo w końcu mieli po drodze. Wóz otwierał się tylko z zewnątrz, kolumny charcząc rzygały najnowszymi osiągnięciami sceny dance a kolesie byli osobliwie weseli. Z ulgą wydostałem się na zdrowe, przesiąknięte wyziewami z pobliskiego Siarkopolu powietrze i pomyślałem z rozrzewnieniem o czasach Wojny Trzydziestoletniej między naszymi dzielnicami. Kiedy to czas był jeszcze młody, policja nieśmiała, krew wypełniała rynsztoki a dwóch porciaków mogłoby podwieźć brzeźniaka jedynie na popiołowiska EC-2 w celu przytapiania w gliniance.
Czytam „Chaotyczne akty bezsensownej przemocy” Womacka i smuci mnie kierunek w jakim podąża akcja. Włosy mam już tak długie, że jak wychodzę spod prysznica i wszystkie układają mi się płasko do tyłu, to wyglądam jak Księciunio Ciemności. Jutro Kostucha przesunie kolejne ziarnko na liczydle mojego życia. Wszystko troszkę mnie boli, czuję się jednak bardziej zużyty niż uszkodzony, a to dość przyjemne i zapomniane już z lekka uczucie.
Lenn tymczasem połamała i  zmiażdżyła u siebie deskę klozetową. Twierdzi że poderwała się a deska pękła i że sprostuje cokolwiek o tym napiszę, ale my przecież znamy PRAWDĘ, a przed oczyma naszej wyobraźni przewija się przerażający dramat, kiedy to mocarne, przetykane nićmi organicznego tytanu poślady, rzucają się drapieżnie i miażdżą w swych mięsistych wargach niewinną deskę klozetową, po czym zgryzają ją na kruche strzępki. Oczywiście nie można nie wziąć pod uwagę opcji, że Lennonka jest zwyczajnie za tłusta i wkrótce na spacery będzie wychodziła przez okno za pomocą dźwigu.
Dan chcąc najwyraźniej uniknąć konieczności ciągłego zakupu łazienkowych utensyliów nabył drogą kupna przezroczystą deskę z zatopionymi w niej żyletkami i drutem kolczastym...

Zbliżając się do prawdy
oddalamy się od
rzeczywistości

(Lec)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz