Magda była jak śmierć.
Śmierć nosi czarny stanik.
Tatuaże jak obłoki
po wybuchach bomb.
(Pidżama porno)
Wstaje słońce. Jej ciało lśni gubiąc krople wody. Jej włosy
są miękkie, uśmiecha się, kładąc jasną główkę w zgięciu mojego ramienia. Moja
połówka, moja nadzieja, mój rozsądek. Moja mała prywatna Bogini. Nie powinienem
tyle siedzieć nocami patrząc na odmóżdżające, krwawe horrory, potem zawsze się
rozczulam.
Moja jednorazowa kurtka, wproszona we mnie przez Ciapka, i
nie powiem, ogrzewająca moje spróchniałe kości przez cała zimę, zwaną przez
niektórych Małym Kataklizmem, weszła w ostatnią fazę swego rozwoju, znaną przez
niektórych jako Rozpad. Będzie mi jej brakowało mimo kretyńskich, brązowych
wstawek, gdy już przetrze się ostatecznie bluzgając białymi flakami wyściółki i
uda się ostatecznie do nieba chińskich, tanich produktów skóropodobnych, oraz
archeologiczny raj wysypiska Szadółki, które kiedyś zapewne wysłannicy jakiejś
obcej cywilizacji uznają za szczytowy produkt naszego rozwoju oraz mistyczne
przesłanie dla ludów galaktyki, od cywilizacji, którą nieszczęśliwie zmiótł
jakiś niespotykany, naturalny kataklizm, pozostawiający po sobie całą masę
silnie radioaktywnych kraterów.
Ostatnio, gdy wysoko ponad krzyżami kościołów, na szesnastym
piętrze Cmentarnej Wieży konsumowaliśmy śniadanie, zapijając je
promieniotwórczym, jadowicie niebieskim czymś o smaku słodzonej saletry,
opowiadałem SZC i Danowi o pewnym kolesiu z Dzielnicy Dzielnic. Bardzo się zakochał,
miłość kwitła dwa lata i zaowocowała ślubem. Dwa tygodnie po ślubie do jego
domu, garażu i warsztatu wprowadziła się ośmioosobowa rodzina panny młodej. Nic
nie powiedział z początku, bo miał nadzieję, że to może na chwilę, ale chwila
się przedłużała, rodzina nie pracowała, za to żarła, wtrącała się i paliła
prąd. W końcu tym wyraził swe wątpliwości oraz uprzejmą opinię, że całe to
towarzystwo powinno w trybie natychmiastowym wypierdalać na drzewo, albo
dostanie kopa w zad, oczywiście z całym szacunkiem. W parę miechów stracił
wszystko. Mur świadków opisywał barwnie w sądzie jak to pierze żonę kablem od
Grundiga i zamyka w zimnej szopie ze słoikami babcię emerytkę. Usiadł więc
sobie w pustym domu, który nie był już jego, popatrzył na szopy, warsztat, mały
warzywnik, po czym wziął dwa kanistry benzyny i zapalniczkę. Gdy była rodzina
przyjechała w trzy samochody około piątej by objąć włości, zastała odjeżdżające
wozy strażackie i kolesia z białym uśmiechem, rozcinającym usmoloną twarz,
który zapraszającym gestem wskazał im ten cały rozwiewany wiatrem świeży popiół
i powiedział: Wszystko wasze.
Może nie jest to jakaś zaskakująca, tudzież porywająca
opowieść, ale wyjaśnia genezę dość popularnego w Brzeźnie powiedzenia. Dzięki
czemu gdy następnym razem będziecie w Brzeźnie napadani, gwałceni, bici,
okradani, mordowani sekatorem czy też upijani do nieprzytomności, i ktoś tak
powie to możecie śmiać się śmiało ze wszystkimi.
No spójrz tylko na niego,
teraz skacze na chuj wie
czym...
(Staś Zwany Czesiem)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz