czwartek, 25 lutego 2010

Ostatni taki brzeg



Magda była jak śmierć.
Śmierć nosi czarny stanik.
Tatuaże jak obłoki
po wybuchach bomb.

(Pidżama porno)

Wstaje słońce. Jej ciało lśni gubiąc krople wody. Jej włosy są miękkie, uśmiecha się, kładąc jasną główkę w zgięciu mojego ramienia. Moja połówka, moja nadzieja, mój rozsądek. Moja mała prywatna Bogini. Nie powinienem tyle siedzieć nocami patrząc na odmóżdżające, krwawe horrory, potem zawsze się rozczulam.
Moja jednorazowa kurtka, wproszona we mnie przez Ciapka, i nie powiem, ogrzewająca moje spróchniałe kości przez cała zimę, zwaną przez niektórych Małym Kataklizmem, weszła w ostatnią fazę swego rozwoju, znaną przez niektórych jako Rozpad. Będzie mi jej brakowało mimo kretyńskich, brązowych wstawek, gdy już przetrze się ostatecznie bluzgając białymi flakami wyściółki i uda się ostatecznie do nieba chińskich, tanich produktów skóropodobnych, oraz archeologiczny raj wysypiska Szadółki, które kiedyś zapewne wysłannicy jakiejś obcej cywilizacji uznają za szczytowy produkt naszego rozwoju oraz mistyczne przesłanie dla ludów galaktyki, od cywilizacji, którą nieszczęśliwie zmiótł jakiś niespotykany, naturalny kataklizm, pozostawiający po sobie całą masę silnie radioaktywnych kraterów.
Ostatnio, gdy wysoko ponad krzyżami kościołów, na szesnastym piętrze Cmentarnej Wieży konsumowaliśmy śniadanie, zapijając je promieniotwórczym, jadowicie niebieskim czymś o smaku słodzonej saletry, opowiadałem SZC i Danowi o pewnym kolesiu z Dzielnicy Dzielnic. Bardzo się zakochał, miłość kwitła dwa lata i zaowocowała ślubem. Dwa tygodnie po ślubie do jego domu, garażu i warsztatu wprowadziła się ośmioosobowa rodzina panny młodej. Nic nie powiedział z początku, bo miał nadzieję, że to może na chwilę, ale chwila się przedłużała, rodzina nie pracowała, za to żarła, wtrącała się i paliła prąd. W końcu tym wyraził swe wątpliwości oraz uprzejmą opinię, że całe to towarzystwo powinno w trybie natychmiastowym wypierdalać na drzewo, albo dostanie kopa w zad, oczywiście z całym szacunkiem. W parę miechów stracił wszystko. Mur świadków opisywał barwnie w sądzie jak to pierze żonę kablem od Grundiga i zamyka w zimnej szopie ze słoikami babcię emerytkę. Usiadł więc sobie w pustym domu, który nie był już jego, popatrzył na szopy, warsztat, mały warzywnik, po czym wziął dwa kanistry benzyny i zapalniczkę. Gdy była rodzina przyjechała w trzy samochody około piątej by objąć włości, zastała odjeżdżające wozy strażackie i kolesia z białym uśmiechem, rozcinającym usmoloną twarz, który zapraszającym gestem wskazał im ten cały rozwiewany wiatrem świeży popiół i powiedział: Wszystko wasze.
Może nie jest to jakaś zaskakująca, tudzież porywająca opowieść, ale wyjaśnia genezę dość popularnego w Brzeźnie powiedzenia. Dzięki czemu gdy następnym razem będziecie w Brzeźnie napadani, gwałceni, bici, okradani, mordowani sekatorem czy też upijani do nieprzytomności, i ktoś tak powie to możecie śmiać się śmiało ze wszystkimi.

No spójrz tylko na niego,
teraz skacze na chuj wie
czym...

(Staś Zwany Czesiem)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz