środa, 20 stycznia 2010

Nic się nie kończy, to tylko początki początków



Najgorsze jest to, że gdy
człowiek już w końcu
zmądrzeje, nabierze ogłady
i pozbędzie się ostatecznie
strachu to akurat nadchodzi
czas by umierać.

Po zdrapaniu kolejnej warstwy bieli z Dzielnicy Dziwnych Klatek zostaliśmy porwani pod samo niebo na osiedle Nowiec, gdzie wpatrzyliśmy się w linie horyzontu, na której kończyła się ulica, którą mieliśmy odśnieżyć. 200 domów, zakątek świata nie odśnieżany od samego początku Katastrofy. Podobno w górach jest za mało śniegu na narty. Stasiu Zwany Czesiem wziął jedną stronę ulicy, ja drugą. Sunęliśmy powoli w dół stoku rzeźbiąc śnieżne kaniony naszymi ekskluzywnymi, aluszuflami po pięć dych każda. Po 20 minutach zaczęły wypadać z nich pierwsze śrubki.
To było niesamowite! Ludzie wybiegali z domów, ściskali nas, potrząsali nam rękami, co najmniej jakbyśmy znaleźli połowę pasażerów rozbitego w Andach samolotu po tym jak pożarła drugą połowę i miała już dość płytkiego snu w ciągłej gotowości do odpędzenia kogoś, kto próbuje odpiłować im szwajcarskim scyzorykiem pozbawioną czucia nogę. Stasiu śmiał się, że mi trafiają się fajne laski a mu emeryci – społecznicy usiłujący wciągnąć go w dyskusje polityczne, których unikał jak ognia byśmy nie musieli się potem obawiać zaczajonych za firankami snajperów o drżących rękach.
Na drugi dzień wylądowaliśmy na Schodach Do Nieba prowadzących na północy stok Nowca, który sprytnie umieszczono na ściętym szczycie morenowego wzgórza. Schody mają z sześćdziesiąt metrów wysokości, były strome, oblodzone zbitą na kamień masą, widok z ich szczytu był wspaniały a odkucie ich, mimo że prowadziły wprost do nieba, było drogą przez piekło.
Wiosną, gdy zrobi się zielono, wezmę pod pachę Szponiastą i przywlekę ją na ten szczyt szczytów by zrobiła panoramkę cyfrówką. Widok w dolinę jest jak na Podhalu. Maleńkie domki z jasnymi smugami dymów, kreska drogi a na niej samochody jak żuczki. Wszędzie wokół morenowe wzgórza, które wyglądają jakby spadły tu prosto z kosmosu i porosły nagle drzewami. Cały pas wzgórz ściętych starym, kolejowym przekopem, w którym kryje się Szlak Zerwanych Mostów i Kraina Waissera Dawidka.
Ja ryłem zmarzlinę od góry, Stasiozaur od dołu, między naszymi stanowiskami bojowymi, krążył czerwony kot. Na wszystko patrzył, wszystko wąchał, o wszystko się ocierał. Sumiennie nadzorował pracę raz na dole raz na górze. Czasem przysiadał na samym szczycie by pogrążyć się w krótkotrwałej kontemplacji. Gdzieś z dołu nawoływał go właściciel, ale bądźmy szczerzy, jeśli chodzi o koty, naprawdę trudno powiedzieć, kto w tym układzie jest właścicielem i czego.

Obgadujemy w samochodzie
płeć przeciwną kłębiącą się
w naszej firmie:
- Trzeba by przekazać jej
zaszczytny tytuł Cruelli.
- Nieee, Cruella miała pewien
styl.
- Ona też ma pewien styl...
Ogólne Reh reh reh
- Stasiu, my to jednak jesteśmy
strasznymi ludźmi.
- A wiesz ty co? Dobrze
mi z tym.
- A wiesz ty co? Mi też.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz