Zanim się wprowadziłam Dan
nie prał skarpetek. Gdy mu się
brudziły kupował nowe, teraz
ma ich ze sto...
(Lenn)
Marzan brnie przez zaśnieżone Mazury, sypia w leśniczówce –
Muzeum Gałczyńskiego u znajomego poety i chodzi w ciepłych spodniach, które
tamtemu dał kiedyś dobry sąsiad, premier Rakowski. Dzwoni do mnie ze środka
zamarzniętego jeziora a w słuchawce słyszę wyjący wiatr pędzący wprost z
lodowatych trzewi Rosji.
Staś Zwany Czesiem opowiadał jaką wysublimowaną, niezwykłą
podłość zamierza wyrządzić Zabójcom Graczy w Conquerze. Zamierza stworzyć
nekromantę i wejść do spółki z Avatarem, która jest tam na jakimś
stratosferycznym poziomie. Będą łapali klienta, ona będzie go zabijała a Staś
wskrzeszał i tak w kółko aż gość się zesra z radości.
Na dalekiej rubieży w pobliżu mojej pracy widziałem dwóch
starszych gejów idących za ręce. Niby nic, ale kolesie mieli pod
pięćdziesiątkę, ściskali się za rączkę i uśmiechali. Zszokowało mnie to z
lekka, najwyraźniej propaganda młodości wyżłobiła we mnie głębsze koleiny niż
myślałem. To było coś jak zobaczenie siedemdziesięcioletniej babci obleczonej w
ciasne skóry na przemykającym ulicą Harleyu. Zawsze mnie dziwi, gdy w końcu
znajduję w sobie jakąś granicę.
Lady Pazurek popuchuje obok spowijana w kołdry i koce.
Oglądaliśmy do nocy „Prestiż” i „Nagi Instynkt”. Przedtem przekarmili nas i z
lekka upoili moi starsi. Na śniadanie zjadłem trzy kostki czekolady, którą
starszy przywiózł mi z Kantonów, i zapiłem kartonikiem mleka. Na zewnątrz
wstaje kolejny, przepiękny, arktyczny dzień. Niedługo odprowadzę Moją Piękną na
tramwaj a sam ruszę poprzez stężałą rzeczywistość rozjaśniony bursztynowym
blaskiem wschodzącego słońca.
Pierwszy pocisk armatni
wystrzelony na Leningrad
zabił jedynego słonia w zoo.
Mówi nam to co nieco o
naturze prawdopodobieństwa...
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz