- Torba!
- Weź tą.
- Którą?
- No tą!
- Prędzej mnie kraken pożre
niż wyjdę na ulicę z różową
foliówką!
W tym roku płacą mi między innymi za odśnieżanie powierzchni
bezkresnych i nieskończonych. Chyba nie muszę dodawać, że jest to najbardziej
śnieżna zima od pięciu lat, a ocierające się o glacjalną hekatombę śnieżyce
nadciągają z męczącą regularnością za każdym razem, gdy akurat mam mieć wolny
dzień. W związku z tym mam ogólne przesłanie: ZIMO WYPIERDALAJ!!! Gdzie jest to
kurewskie globalne ocieplenie?! Pewnie leży za rogiem zamarznięte na kostkę z
pokarmem w żołądku jak pieprzony, syberyjski mamut...
W związku z zamienieniem się mojego komputera w stojak pod
doniczki, sporo czytam. Właściwie to nadrabiam paromiesięczne zaległości,
asymilując czasem i trzy książki dziennie. Lubię ten stan gdy w tym sennym
widzie wczesnego wstawania, harówki i masowego czytania treść książek zaczyna
zlewać mi się w jedno i nadpływać jak miękki, różowy sopel na rzeczywistość. W
błękitniejącym zmierzchu krążą wokół mnie na cichych łapach snu wilczyce o
sierści w kolorze indygo. Wiatr szepcze o wędrówce i roześmianych dziewczynach
o czarnych włosach i gibkich ciałach. Wieczorem nie mogę umyć zębów i parskam
wokół pastą przypominając sobie końcówkę „Ssij, mała ssij” Moora.
W jakiś sposób związany ze „Śniadaniem u Tiffanego” zraniłem
uczucia Lennonki van Liverpool. Wyjaśniła mi to w sposób obrazowy i
skomplikowany, ale byłem zbyt znużony i niewyspany. Nakryłem się więc
kafelkarską skorupką zbyt zmęczony odczuwaniem. Ostatecznie prymitywy nie muszą
za nic przepraszać. Po chwili doszedłem zresztą do krzepiącego wniosku, że
poczucie winy i tak by kiedyś przeszło. Przeskoczyłem więc od razu do tego
momentu.
Dziś za to powróciła moja wiara w kulturową i edukacyjną
rolę telewizji. Wieczorem będą leciały „Mordercze mrówki” oraz „Frankenfish” –
wędkarze dostają łupnia, straszliwy koniec gościa ze sklepu z przynętami...
A tak poza tym podnieśli nam plażę o półtorej metra, z
murku, z którego dawniej trzeba było skakać teraz można zejść. Wszędzie piętrzą
się jakieś guzy i nasypy. W poprzek plaży spoczywa pordzewiałe cielsko wielkiej
rury skąd wylewała się na brzeg pompowana woda z piaskiem. W pewnym momencie
wszystko to dość nagle zamarzło i teraz plaża wygląda jakby była pokryta
wielkimi, srebrzystymi łuskami. Zupełnie jakby na brzegu zasnęła zimowym snem
jakaś ogromna, morska bestia.
...flanelowa koszula też chyba
była błędem. Wyglądał
jakby
pojawił się na ofiarnej
mszy
potępionych po to by naprawić
zmywarkę.
(Moore)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz