niedziela, 13 grudnia 2009

Azorek Szatana



- Jeśli napadnie cię tygrys
rzuć mu kupą w pysk to
odejdzie...
- A skąd, do diaska, mam
tam wziąć kupę?!
- Nie bój się sama się
pojawi

(Hugh Laurie)

Idę ja sobie przez zamglony, ciemny świt, pośród jedwabników bloków Przymorza. Jak zwykle zamyślony i zjebany wczesnym wstawaniem, do którego jestem genetycznie niedostosowany, gdy nagle w mroku pojawiają się dwa ruszające się, krwistoczerwone światełka. Są z jednej strony, są z drugiej strony i nagle huzia pędem wprost na mnie. Serce wyskoczyło mi w górę i rozpłaszczyło się o podniebienie, pamięć gatunkowa obiła się echem tygrysów, watach wilków, wilkołaków z Akademii Pana Kleksa i innych wygłodniałych sabertoothów. W ułamku sekundy zjeżyłem się, przybrałem pozycję bojową a w głębi mego gardła zrodził się atawistyczny pomruk bestii gotowej walczyć o gatunkową supremację. Z ciemności zaś wytruchtał radośnie ratlerek wielkości niewyrośniętego kota, z elektroniczną obróżką z dwiema diodami. Spojrzał na mnie, zamajtał tym co tam ma zamiast ogona, po czym potelepał się trzęsąc radośnie małym kuperkiem w ciemność.
Takie to właśnie było to spotkanie drapieżców w mgłach przedświtu. Brakuje mi tylko jakiejś cholernej jaskini by wyrysować to ochrą na wapieniu. Stanowczo powinienem wstawać później.
W Oliwie znowu pachniało nadziewaną czekoladą i prażonym karmelem. Rozbieraliśmy się właśnie. Staś zwany Czesiem otworzył okno i powiesił kurtkę na klamce. Nagle znikąd pojawia się jakiś kurdupel w spodniach z szelkami. Staje przed Stasiem i zdejmuje jego kurtkę. Wszyscy znieruchomieliśmy na moment. Pokurcz spojrzał w górę na Stasia, upuścił ostentacyjnie kurtkę na podłogę, zamknął okno i prysnął. Staś popatrzył na swoją kurtkę leżącą w kurzu, oniemiały, po czym blok zaczął rozbrzmiewać przekleństwami aż szyby zaczął drżeć niczym membrany w kolumnach. Stałem uśmiechnięty obok zszokowanej Balbiny, która cokolwiek znając Stasiuchnę nie przypuszczała, że ów z oceanu spokoju, w którym się zwykle pławi jest w stanie unieść głos. A tak poza tym to kochamy inspektorów nadzoru. Ten nasz ulubiony akurat tak kręcił się pod oknami, że zaczęliśmy rozważać czy nie zdjąć drzwi z futryny i nie zrzucić mu z piątego piętra w ogólnym odruchu sympatii.
W marcu jadę z Awarią do Łodzi na Rammsteina, z Lady Pazurek obejrzałem wreszcie do końca ostatni sezon Rancza. Odcinek z mafią w Wilkowyjach i handgranatą doprawdy mnie wzruszył. A tak poza tym to Marzana i jego bandę wyrośniętych i z pewnością niezwykle sprawnych fizycznie poetów napadli dresiarze. Odchodzili już, gdy w M, chudzielcowi po kilku operacjach, zawrzała w żyłach krew przodków szarżujących z szablami na czołgi i rzucił się za nimi w epicki pościg. Skończyło się na tym, że nieprzytomnego i kopanego w głowę uratował jakiś przypadkowy przechodzień. Oznacza to, że nasz bohater znalazł się w elitarnym klubie „A więc tak to jest dostać w pierdol”. Obecnie jest nieco siny i pozszywany, ale jeśli nie dostanie padaczki od wstrząsu mózgu to z pewnością kiedyś to doceni.
Kolejny świt. Krótki rozbłysk jutrzenki pośród ogólnego kołtunu szarości. Tiry rozładowane, siedzimy na ramieniu portowego dźwigu patrząc w przestrzeń i powoli siorbiąc Harnasie z zasobników wszelkiego szczęścia. Wokół, w dole i ponad nami cały majestat świata.
- Kiszczun, a ty jaki ślad zostawisz po sobie na ziemi? – Pyta Szlomo spluwając ku leżącemu 15 metrów w dół nabrzeżu. - Mam cichą nadzieję na jakąś abstrakcję - odpowiadam- Ewentualnie mały akcik, może by tak nagusieńka Jessica Biel. - No to musiałbyś rozprysnąć się z talentem... Może i nie jest to śmieszne, ale dostajemy głupawki i rechoczemy pod tym niekończącym się niebem jeszcze przez długie minuty. Radości życia nie znajdzie się w nowym BMW czy na Hawajach, tylko właśnie w takich przedziwnych miejscach.

Gdy facet robi się bogaty
staje się niegrzeczny. Gdy
kobieta jest niegrzeczna
staje się bogata.

(Radio)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz