niedziela, 8 listopada 2009

Nigdy nie widzieliśmy go wracającego...



- Chodź pokażę ci mojego nowego Fokkera
- Fokę?
- Fokkera
- Pana Fokę???

(My)

Jakże szary jest ten poranek. Szary jak podszewka żebraczego płaszcza, tylko mniej śmierdzi zjełczałym serem. Mam klasyczną chrypkę. Szkoda, że nie mogę mieć takiego głosu cały czas. To akurat ta częstotliwość, która jeży dziewczynom włoski na karku i wprawia je w ten typ rezonansu, przy którym stringi same z siebie zaczynają się zsuwać i zatrzymują się dopiero w okolicy kolan.
Wczorajszy dzień przebiegłem. Rano sprzątałem babcine przyległości pełne zdziczałych lokatorów. Uparła się żebym mopem przeleciał kotłownię i poszła. Trochę ucichło, patrzę a tu otwierają się drzwi i Student przemyka na golasa do kotłowni i usytuowanego tam prysznica. Już chciałem za nim krzyknąć żeby chwilę zaczekał, gdy z pokoju wychynęła równie naga lasia, maleństwo o klasycznej linii i kształtnym, ciężkim biuście przelewającym się leniwie z boku na bok w takt jej kocich ruchów... Cóż było robić, oparłem się w miejscu z najlepszym widokiem i poczekałem aż będą wracać...
Potem byliśmy na wystawie japońszczyzny koło Pałacu Opatów. Były to głównie kimona, choć trafił się sprzęt do herbacianej ceremonii. Potem pohasaliśmy jeszcze pośród stałej wystawy Kaszubskiej, ekscytując się perełkami typu: końskie buty czy młynek do kaszy.
W domu zaproszono mnie na obiad. Matka podawała na tak totalnym kacu połączonym z grypą, że te cholerne polędwiczki paliły mnie w zęby.
Wieczorem lądowaliśmy u Krzyśków, w choinkowej scenerii rozświetlonej rafinerii spinającej oba horyzonty. Okazało się, że wszyscy przynieśli wino a i gospodarze przygotowali zapas bliżej nieokreślonej ilości butelek. Tak więc w jakiś czas później, zagryzając pizzą i skacząc po programach muzycznych, mniej lub bardziej wstawieni bawiliśmy się w tą grę co to się wyciąga klocki z dołu kładzie na górze, aż wszystko się rozleci. Oczywiście trzęsienie stołem, czy rzucanie korkami było zwykłą strategią w naszej wersji gry. Osobiście uważam, że powinno być dwa razy więcej klocków, żeby dało się ustawić jeszcze jedną wierzę, nazwalibyśmy to wtedy World Trade Center i z powodzeniem sprzedalibyśmy Islamistom.
Jutro zaczyna się piekielny tydzień pracy na trzy etaty. Obejrzałem sobie mój osobisty grafik i z radością stwierdziłem, że gdzieś w okolicach środy znajdzie się trochę czasu na sen... Będę spał! Spał!!! Może nawet coś zjem!

- Kochanie, czego ci brakuje w naszym seksie?
- Karoliny...

(Krzysiu)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz