środa, 11 listopada 2009

Gott mit uns kompanionen



- Czy był tam Bóg?
- Tak, ale po ich stronie

(Edelman)

91 zdaje się lat temu wolność przyjechała pociągiem. Komendant miał gorączkę i bolało go gardło, odmówił więc jazdy karetą i pojechał samochodem jednego z notabli. Po załatwieniu spraw oficjalnych położył się wcześnie spać, ale po północy obudziła go delegacja dowództwa niemieckiego wojska, by przyjął ich poddanie i by mogli wreszcie wrócić do domu. Rano nad Warszawą powiewały pierwsze polskie flagi. Ten dzień był podobno równie szary i dżdżysty jak ten dzisiejszy.
A my w dalekiej Redzie z pobudowlanego pyłu i strzępków taśm tworzymy dla ludzi nowe mieszkania. Wczoraj był nieoficjalny konkurs firm, o którym zresztą nie mieliśmy pojęcia. Na drugiej klatce wylądowały cztery panie. Byliśmy tam po jedenastej, bo ja przecież jadę tam z pierwszej roboty, każdy z nas przygotował praktycznie po mieszkaniu. Mi trafił się podwójny kolos i została jeszcze część okien do umycia, a okienka są tam śliczne od ziemi do sufitu i często potrójne. W każdym razie gdy kończyliśmy w lekkich oparach poczucia porażki i pozbawionych prądu ciemnościach, okazało się, że czterem paniom w czasie dłuższym o 4h udało się posprzątać kolektywnie jedno mieszkanie. Rządzimy! Wstrząsamy! Wymiatamy! Żądamy nominacji do Złotego Mopa. Nie to żebym był przeciw równouprawnieniu, jestem jak najbardziej za, by kobiety mogły tyrać tak jak mężczyźni, a tym samym jestem absolutnie przeciw uwłaczającym kobietom przywilejom jakich żądają dla nich feministki.
Narożne okna nie otwierają się, są za nimi niziutkie bariereczki, ale gdy chce się to cholerstwo umyć to praktycznie trzeba wyjść na parapet i bujać się na ścianie. Takoż właśnie trwałem w pozycji wygiętej a widowiskowej, ze szmatką w jednej ręce, zdzierając nożykiem tynk z szyby drugą a czubkiem nogi podtrzymując pełne wody wiadro. Z dołu dochodziły mnie strzępki rozmów rozbawionych budowlańców, zakładających się czy spadnę, a stojących tak by dać mi ewentualnie czyste miejsce do lądowania. I wtedy właśnie zadzwonił telefon. No nic przeprowadziłem szybką a chaotyczną operację logistyczną, odbieram a tam matka: Zamawiałeś pizzę? Przez chwilę mój umęczony umysł ogarnęła fala najczystszego surrealizmu. Na szczęście kolejny powiew wiatru z dołu obudził mnie, bo diabli wiedzą czy nie zapragnąłbym nagle wznieść się do lotu z wiadrem w zębach i nożykiem do zdrapywania obłoków w ręce.
Na działkach w Brzeźnie ktoś obwiesił starą, pozbawioną liści jabłoń wielkimi sklepowymi jabłkami. Są naprawdę wielkie i czerwone. Zdaje się, że ta jesień niesie ze sobą jakieś prątki szaleństwa.

Jak powiadają „Dobra kobieta warta
jest rubinów”, zatem umiejętnie zła
mogłaby by być warta znacznie
więcej

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz