niedziela, 11 października 2009

Szaleństwo stroboskopowych gołębi



Człowiek strzela, Bóg
kule nosi, a Loki zmienia
ich trajektorie

(Mortka)

Granica parku, betonowy ogryzek spalonego mola, murek niżej plaża i morze roziskrzone światłem księżyca. W nocy to bardzo ciemne miejsce Brzeźna. W świetle księżyca wszystko skąpane w bladej poświacie. Morze spokojne, cisza. Wokół nieruchome postacie ludzi, którzy w milczeniu stoją i patrzą.
Wyszedłem z cienia drzew i uderzyła we mnie ta scena. Tak cicho, tak nieruchomo, tak pięknie. Jak coś wprost ze stron „Ostatniego brzegu”. Ostatnia minuta ludzkości.
Koryto wyżłobione przez płynącą wodę w piaskach pośród łąk Redy. Woda wiła się, rzeźbiła i układała. Całe dno zrudziałe od rdzy zasłane mniejszymi i większymi grudkami skorodowanego żelaza. Forsujemy je z Danem brodząc przez błota w kierunku nowo powstającego osiedla.
Rolls Royce przed kościołem, ludzie rzucający monetami, dzieciaki rzucające się falami za brzęczącym deszczem. Smutny dworzec na końcu świata i wielkie, kręte przejście podziemne.
Jest mi zimno. Zimno z głodu.
Rozkopane podwórko. Sieć wykopów pod system nawadniający. Wyglądają jak okopy. Mam front za oknem. Pierwszą Wojnę Światową. Schodzę tam wieczorami, grzebię w sypkiej ziemi. Odnajduję zagubione zabawki i zapomniane łuski pocisków. Fraternizacja wszechświatów. Upiory wszystkich czasów łączcie się w poświacie księżyca. Czy przepuszczając tę ziemię pomiędzy palcami, przepuszczam też między nimi dawno wyschniętą krew? Nic nie przesłania nieba. Żaden Richthofen nie rzuca rękawicy.
Odsłaniam firankę. Czekam. Czekam aż ciepło słońca zaleje mój pokój.

Nie wzywaj Boga nadaremno.
Naprawdę chcesz żeby cię
usłyszał?

(Mortka)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz