piątek, 11 września 2009

Nie mogę żyć nie chwiejąc się



Wpadamy na siebie z Kozym
na Zielonym Moście...
- Co też porabiasz młody człowieku?
- A pracuję tu, w Lufthansie
- Ja ja, chyba jako silnik

Kiedyś snując na plaży nasze plany objęcia władzy nad światem, uznaliśmy, że pierwszym etapem powinno być uzyskanie sławy. Nasze stado, poza Bazylią, która chciała robić coś dziwnego z chomikami w Idolu, uknuło wtedy sprytny plan, by aby tę sławę uzyskać, jednostkowo i wspólnie strasznie obrazimy Pilcha poddając w wątpliwość jego niewątpliwy talent oraz rozliczne przymioty wyglądu i kalwińskiego charakteru. Zgodnie z naszym sprytnym pomysłem Pilch jako osoba impulsywna i delikatnie rzecz ujmując złośliwa wyleje swą gorycz na papier i będzie nas publicznie kaczał na forum, a my umiejętnie dolewać będziemy dolewać oliwy do ognia. Plan był wielki, lecz niestety rozpuścił się do rana w winie o smaku owoców leśnych i pozostał na zawsze niezrealizowany.
Marzan urządził z Tadziem Dąbrowskim i Meierem wielkie opróżnianie barku, który przez rok cały wypełniali mu pracowicie studenci. W nocy Tadziu wysublimował w bliżej nieokreśloną przestrzeń, więc o poranku nasi bohaterzy wbili klina ocalałym szampanem po czym uznali, że są chętni i gotowi by popłynąć do starej torpedowni, którą zresztą mogli zobaczyć ostatnio ci, którzy widzieli pierwszy odcinek „Naznaczonego”. No i popłynęli, wrócili, wychodzą na plaże a tu Arturo Marzanista dostaje drgawek i pada na piach. Meier, który zapewne nigdy nie widział hipotermii dostał oczu jak spodki i na swoje niespokojne pytania wyszczękaną odpowiedź – zzziiimmmnnnooo mmiii. Po czym w ogólnym popłochu udał się na poszukiwanie ciuchów, które Marzan niezwykle skutecznie ukrył pośród okolicznych kolczastych chaszczy i dorodnych ostów. Tak ich zmęczyła ta przygoda, że zwinęli się potem w tych krzakulcach i przekimali, zanim do rzeczywistości nie przywróciła ich uczynna ulewa.
Arturo był w te wakacje jako opiekun studentów na Białorusi, gdzie byli pilnowani, obserwowani, prowokowani i zapewne podsłuchiwani. Mieli parę opiekunów, z których co najmniej jeden składał raporty wiadomej instytucji i co trzy dni musieli meldować się na milicji. Mimo to M udało się wykonać brawurową misję do grobu Jana i Cecyli, na Niemen. Podobno to taka pielgrzymka do Mekki polonistów.
Chodzili ulicami Grodna śpiewając „Szarą piechotę” i grasowali w dyskotece Epolet urządzonej w starym klubie garnizonowym, gdzie zamiast ochroniarzy byli komandosi Specnazu.
Później Arturo obejrzał sobie góry Bułgarii i Czechy po czym wrócił pod opiekuńcze skrzydła Gotenhaven by nareszcie odpocząć w pracy.

- Kiszczun, aleś ty schudł!
- Jestem głodny od jakiegoś czasu

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz