Przesłuchanie po katastrofie
budowlanej:
Piasek - Nie będę sypał
Cegła - Będę milczeć jak głaz
Cement – Mnie tam nawet nie było...
(Void)
Pierwszy raz chyba miałem w mieszkaniu tylu ludzi. Lenn
zrobiła świetny dip czosnkowy a Ciapek czosnkowe masło, od którego odbijały się
noże. Masło miało kolor sugerujący, że nadżarło miseczkę i sprawiało, że
skręcały się włosy w miejscach, o których nie mielibyście pojęcia, że je macie.
Atmosfera była więc dość gęsta i palacze byli wyganiani na deszcz w obawie
przed zapłonem oparów. Kudłata była opleciona zielonymi kulkami a Hania miała
na sobie wyczapistą bluzkę, mocno wciętą w pasie i obejmującą takimi miseczkami
jej drobne piersi, aż chciało się je
stamtąd wyłuskać. Przy jej elfiej figurze wyglądało to świetnie. Awaria
zasypiała na fotelu. Szponiasta wiodła prym wśród facetów w kuchni, Meave była
zamyślona, Krzychu brał ją za nogę i łaskotał w stopę, mówiąc: Patrzcie
ciekawostka, tu ruszasz a tam się śmieje. Przyjaciółka Ciapuna miała bransoletę
z łusek karabinowych a Stasiu zwany Czesiem opowiadał jak w Dzień Putina, gdy
na ulicach nastąpił wysyp borowików, zasuwał przez miasto z mieczem owiniętym w
koc na plecach. Należy wspomnieć także o promilowym tiramisu Lenn, w którym
wzięła chyba odwet na świecie za te wszystkie przesiąknięte dzieckiem
bezalkoholowe miesiące oraz o wybitnym śmietanowcu Pazurkowatej, pokrytym czymś
co wyglądało jak masowa grabież majątku żuczków gnojarków, ale chrupało i było
pyszne. O mało go zresztą nie uśmierciłem balansując przy zamkniętych drzwiach
ciężką paterą i otwartą parasolką, potem musiałem oblizać parasolową rączkę...
(Parasolkowy perwert przyłapany na gorącym uczynku. Załamana narzeczona odmawia
komentarza).
Nazajutrz Po było pochmurnie i sennie. Przyjemnie było
sączyć przemysłową ilość Early Greya i podbijać Ukrainą świat. Wieczorem starsi
powrócili z sanatorium, wtachałem im graty i dostałem kolację z wiskaczem,
którego większość dyskretnie wylałem do zlewu. Górą przetoczyła się burza rodem
z Neverending Story. Wieczorem słońce zeszło gdzieś tam pod odległą granicę
chmur i szczyty budynków i drzew zapłonęły na tle ciemnego nieba soczystym
pomarańczem. Nad Brzeźnem pojawiła się tęcza. Stałem w drzwiach i gapiłem się
na to ciesząc się spokojem i wsłuchując w głosy dochodzące z okolicznych
mieszkań. W nocy chmury odeszły i świat rozsrebrzyła wspaniała pełnia. Wiał
przyjemny wietrzyk, zapachniało końcem lata a trawa zmieniła się w kocią
sierść. Odłożyłem szczoteczkę do zębów naciągnąłem zdezelowane trampki i
zniknąłem w ciemnym otworze drzwi prowadzących do innego świata, ale to moi
drodzy, jak by powiedział Bastian, zupełnie inna historia.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz