Pamiętam jak kiedyś w muzeum
widziałem notatki Mickiewicza
i stojąc nad tą gablotą zastanawiałem
się czy wieszcz był akurat pijany
czy upalony. Słowa w wersach,
wersy w strofach tańczyły jak
różowe słonie z najbardziej
przerażającej sceny w „Dumbo”
(Ćwiek)
Otworzyłem drzwi. Za nimi czaił się księżyc. Jego jasne
światło wlało się do środka jak fala odznaczając na ścianie za mną mój wyraźny
cień. Rzuciłem na niego okiem, ale nie wyglądał jakby się miał ode mnie
oddzielić. Przez moment poczułem się jak jakiś wampiryczny Piotruś Pan grzejący
swą marmurową cerę w pulsującym świetle gwiazd i wlatujący nocami przez okna do
pokojów nastoletnich dziewcząt, o gładkich szyjach by porywać ich dusze do
Nibylandii. Obawiam się tylko, że mam ostatnio zbyt mało dobrych myśli by
wzlecieć dokądkolwiek.
Kupiłem, po 5 zeta od sztuki, dwie stare monety od jakiejś
kobity. Wyceniłem je raz, drugi, potem trzeci. Okazało się, że cholery są warte
ponad 2000. Super powiecie, jasssne. To trochę tak jakby student handlujący
trawką w akademiku znalazł karton z trzydziestoma pięcioma kilogramami kokainy.
Nadmiar szczęścia i klęska urodzaju. Po prostu zła liga. Trzy dni ganiałem
próbując je upłynnić. Zgodnie z przewidywaniami wszyscy jak jeden usiłowali
mnie okantować proponując jedną czwartą ceny. Skurwiele powiadamiali się nawet
nawzajem. Wchodzę do kolejnego antykwariatu, a tu gość zrywa się z błyskiem
rozpoznania w oku i mówi: No to niech je pan pokarze. Jebana filatelistyczna
mafia. Miałem ochotę cisnąć ten złom do Motławy ku uciesze przyszłych
archeologów.
Zakupiłem też czipsy salami... Myślałem, że to czipsy o
smaku salami, ale nie, to salami pocięta jak czipsy. Całość musiała wyglądać
jak ta scena z Garfielda, gdy odkrył u siebie w kuchni płatki śniadaniowe o
smaku lasagni. Bo moi kochani, ja po prostu kocham salami. Jestem w stanie
wciągać ją kilogram po kilogramie, mogę z nią spać tuląc czule jej krągłości w
ramionach, smarować się wonnym tłuszczem i tarzać w smakowitych plasterkach, z
których każdy uśmiecha się do mnie porozumiewawczo. Najprawdziwsza Alicja w
krainie peperoni.
A poza tym po powrocie do domu odkryłem w umywalce ślimaka
bez skorupki. Ktoś ma pomysł jak on się tam dostał?
Idziemy przez park
- Jestem zmęczony i zdołowany...
- Po spotkaniu ze mną powinieneś być
wesoły i rześki jak skowronek!
- Arch! Arch! - wyrzęziłem śliniąc się z
lekka, podskakując pląsawicznie
i wymachując energicznie dłońmi po
bokach, niczym rozszalałe kiwi
- PO!!!
(My)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz