Stasiu (rycerz) - ...mam tu na pochwie
takie miedziowanie. Jak będzie kasa
to da się trochę kamieni szlachetnych
na jelec i pozłoci pochwę...
Lady Pazurek – Misiu, też chciałabym
mieć pozłacaną pochwę.
Miałem napisać coś „ładnego”, ale jestem dziś na to zbyt
zmęczony i zdenerwowany. Najchętniej to bym kogoś dzisiaj zniszczył. W takich
chwilach brak sieci w domu jest najbardziej dotkliwy. Ach wypruć komuś
merytoryczne flaki, czepiać się słówek, przeinaczać sens wypowiedzi sugerując,
że rozmówca jest upośledzonym umysłowo zoofilem grającym na bandżo. Tak,
wpadałbym jak anioł zagłady na matrymonialne czaterie i rozgłaszał, że jestem
dwumetrowym murzynem lubiącym rozrywać usta panienkom, moim kutasem wielkim jak
betoniarka, czy coś równie twórczego.
Rzygam dziś rzeczywistością. A jak tylko zabrałem się za
pisanie to te cwele z Energetyki odłączyły prąd. Jak mi kiedyś spalą komputer
to pójdę i wysadzę im elektrownię.
Pogoda też się zjebała. Wisi nisko nad ziemią i grozi. Dam
sobie uciąć lewe jajo, że jak tylko wyjdę na zewnątrz zacznie się wielki,
wilgotny kataklizm, opad stulecia i razem z wodą z nieba zaczną spadać statki i
dziesięć milionów rozwścieczonych dorszy.
Kurde, brakuje mi budowy, tak bym sobie zburzył jakąś
ścianę, albo porzeźbił boszem bruzdę w żelbecie. Zacisnąć zęby i naciskać aż do
omdlenia ramion. Poczuć smak wapiennego pyłu w gardle, by móc go potem spłukać
zimnym piwem. Faceci jednak potrzebują pracy fizycznej. Bez morderczego wysiłku
facet zmienia się w robaka. Małe, wijące się oślizgłe rzeczy pod kamieniami
biurek. Ależ bym kogoś zajebał...
Wczoraj zawędrowałem po popołudniu do WhiteTown. Obejrzałem
nowiutkie centrum Haffnera i Niedawno przerobiony Park Północny. Poszedłem do
samego końca parku, byłem ciekaw jak rozwiązali sprawę bagien, które powoli
pochłaniały tam drogi, turystów. Kobiety z wózkami i ogólnie stały ląd.
Zadżebiście. Usunęli asfalt i drogę zrobili na drewnianych pomostach, czadzik,
na końcu, obok dawnej granicy dóbr opackich, a później Frei Stadt Danzig,
obecnie zaś granicy z Gottenhaven zrobili symboliczny fundament altany
postawionej niegdyś na cześć jednego z lepszych burmistrzów. Dalej jest dziki
jar, dzikiej rzeczki, która bezwstydnie meandruje po piasku plaży aż do wód
samej zatoki.
Na molo jacyś anglojęzyczni chłopak i dziewczyna, przy
pomocy sprzętu wyposażonego w zestaw pedałów i dwie kolumny Rolanda, składali
na żywca piosenki. Byli świetni i wycieli mi godzinę z życiorysu.
Od jutra nie chodzę...
(Szponiasta pod nosem)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz