łowca się nie boi
strach jest dla ofiar
Powróciliśmy z Mławy i tak, jestem dwa grubszy. Jakbym się
potknął to w ziemie uderzyłbym zapewne z takim miękkim, gumowym odgłosem, odbił
się jak ta słynna sowiecka, kauczukowa bomba atomowa: Zabiła 5 milionów, odbiła
się i dalej skacze...
Świat wydaje nam się stały i bezpieczny bo w tym przedziale
zarezerwowanym dla naszego postrzegania, zagnieździła się powtarzalność.
Widzimy mijające pory roku, śledzimy wędrówkę wskazówki zegara codziennie w
pracy, widzimy te same ulice i budynki. Jak w kalderze Yellostone, stare sosny,
mech czy spokojne wody jeziora mówią nam, że wszystko mimo, że się zmienia jest
stałe i niezmienne. Cieszymy się spokojem krocząc przez nieckę krateru
superwulkanu liczącą sobie 4000 kilometrów kwadratowych.
Dziś jedziemy na pogrzeb na Wyspę Sobieszewską. Jest tam
taki niewielki cmentarzyk pośród drzew, kawałek za mostem pontonowym. Rak
pojawił się niespodziewanie. Po dwóch tygodniach badań przyznano dwa tygodnie
życia... Właściwie to co byście zrobili mając dwa tygodnie życia, kiedy
wydawało się, że ma się przed sobą dziesięciolecia? Pożegnalibyście się ze
wszystkimi czy napluli w oko światu?
Życie trwa moment i zmienia się w szalonym tempie. Gdy
jesteśmy gotowi przechodzimy na drugą stronę. Ci zdolniejsi szybciej niż inni.
Najwyraźniej ktoś tam, potrzebował ją natychmiast i na karcie powołania
pozostawił jedynie trochę czasu na załatwienie najważniejszych rzeczy i
spakowanie walizki.
Kiedyś spotkamy się wszyscy za wielką rzeką. Niekończącymi
się kolumnami pomaszerujemy przez czarne równiny popiołów by podbijać nowe
światy, ale dziś idziemy na ten leśny dworzec by patrzeć jak pośpiesznym do
nieba odchodzi jeden z nas.
W podróży zawsze jest coś
ostatecznego i nieodwracal-
nego, a kiedy się kończy tak
naprawdę nie wraca się już
w to samo miejsce
(Troisi)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz