wtorek, 14 lipca 2009

Under the killing sun



- Muszę dać dobry przykład.
- Rozumiem, ale teraz wyglądasz
raczej jak przerażające ostrzeżenie

(Pratchett)

Ciapek opowiadał, że ochroniarze w Operze Leśnej mają bernardyna, który pożera koty. Wzięli go z pobliskiego schroniska, gdzie bestia najprawdopodobniej siedziała w jakiejś wielkiej klatce ze sporymi prześwitami między kratami. Przez te prześwity właziły tam okoliczne koty, w typowym dla kotów przeświadczeniu, że świat należy do nich, wliczając w to czyjąś karmę. Świat bardzo szybko konfrontował tę teorię z praktyką, za pomocą dziewięćdziesięciokilowego, potężnie uzębionego cielska spadającego znikąd. Podobno zostawia tylko ogony. Ochroniarze krążąc po terenie, co jakiś czas znajdują kolejny.
Jeśli będę uderzał tam o robotę to pożyczę sobie kota od Lenn i zabiorę tam ze sobą w charakterze ofiary przebłagalnej, bo podobno dla ludzi jest równie miły, tyle, że nie pożera ich w całości. Jakiegoś gościa puścił w świat bez spodni.
A skoro już przy psach jesteśmy, ostatnio w 101 dalmatyńczykach odkryłem Hugh House’a Laurie. Oczywiście widziałem go tam i przedtem, ale teraz go dostrzegłem. Cóż to za rozkosz w samym środku głodu poodstawieniowego po serialu, słuchać jego skomplikowanych wywodów na temat wyższości człowieka nad dalmatyńczykiem.
Za jakąś godzinę wybiorę się na poszukiwanie jakiś trampek, choć muszę przyznać, że czynię to z najwyższą niechęcią. Znalezienie butów w moim rozmiarze przypomina trochę polowanie na jednorożca, muszę się jednak niestety za to zabrać, bo moje glany od fazy opiekania stóp, przez etap cichych syknięć i rozdzierających jęków doszły do etapu chrupania i miękkich podeszw. Czuję się w nich trochę jakbym chodził na złamanych rękach.
W końcu będę mógł łazić w krótkich spodniach i ujawniać światu moje apetyczne łydki, godne Salinor Moon, choć może nieco bardziej owłosione.

- 99% relacji męsko-męskich nie
wymaga bliskości innej niż uścisk
dłoni.
- Pozostały1% to sytuacje wyjątkowe
np: gdy twój kumpel opłynie Przylądek
Horn w dmuchanym krokodylku, albo
gdy właśnie wróciłeś z wyprawy na
Saturna jako jedyny żywy członek
załogi.

(CKM)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz