...nie da się dalej uciec
żeby nie zacząć wracać
(Truman Show)
W końcu dopłynęliśmy na koncert do Trolla. Do miejsca, do
którego zgodnie ze słowami Ciapka na każdy koncert dojeżdża policja,
akompaniując muzyce, z piskiem hamują za płotem pociągi, a niewielkie
gabarytowo, długowłose, subtelne dziewczęta wydają z siebie na scenie ryk jaki
zapewne ostatnio był słyszany w zamierzchłych czasach ery mezozoicznej. Wokół
krążyły duchy przeszłości, i Krzyśki. Zapijałem APAP piwem. Ciapun palił skręty
w lufce zrobionej z przewierconej łuski po pocisku i wywoływał do nas na
zewnątrz zza baru Szarą Wilczycę. Przybył jego magnificencja Banan, chudszy o
połowę niż go pamiętam, czyli jakieś 150 kilo i 250 w kłębie. Wypuścił w moim
kierunku szczura, który natychmiast okręcił mi się ogonem wokół szyi po czym
ufnie ułożył do snu w kapturze kurtki.
Podobno na którejś z poprzedniej imprez jakiś awanturny typ spróbował trafić
Banana, ale trafił w jednego z jego szczurów, przetrącając mu kręgosłup. Banan
musiał szczurowi skręcić kark, co skręcił typowi historia milczy, ale podobno
gdy ludzie zobaczyli co się dzieje, to przestrzeń wokół nich oczyściła się jak
po wybuchu granatu. Jakoś nikt nie chciał stać za blisko.... A może po prostu każdy chciał mieć dobry
widok na scenę kaźni i cierpienia. Ci metale to dziwni ludzie.
Trochę odżyłem. Niezła muzyka wstrząsająca posadami Olivy,
nieokrzesane towarzystwo, nadużywające z lubością przekleństw i krążące wokół
dark ladies przyozdobione w rozliczne paski, sznurki i inne gotyckie sterczyny.
Lady Pazurek łaskawie zaakceptowała tę nową dla niej formę rozrywki i nawet
subtelnie stukała do taktu nóżką, choć przedtem była niezwykle zdenerwowana
możliwością konfrontacji z ciemną stroną nocy, o jej bohaterskiej walce by
skompletować odpowiednio mroczne ciuchy, z jej pastelowej garderoby nie będę
nawet wspominał, bo wyszłaby z tego osobna historia. Tak czy inaczej wymykała
się ostrożnie z domu by rodzice nie zobaczyli jej od nowej, dość
niespodziewanej strony.
Szliśmy potem przez noc szerokimi ulicami i przez
rozświetlane blaskiem księżyca wrzosowiska. Rozświetlając ciemność poblaskiem
telefonów kluczyliśmy po lasach, aż w końcu wynurzając się spośród ostatnich
drzew, przekroczyliśmy linię blasku spowijającego Brzeźno.
Jest ranek. Piękny i słoneczny, ptaszki świergoczą, cholera,
radośnie, a ja zmagam się z lekkim zatruciem lekowym i śladowym kacem. Przez
cztery dni napieprzał mnie łeb, teraz przestał a zaczął żołądek. Zaraz wybiorę
się pełen nadziei do kuchni by, nie ważąc na własne zdrowie i bezpieczeństwo,
poszukać dla nas czegoś do jedzenia... Każdy dzień jest nową przygodą.
- Kiedy ostatnio spałeś?
- Nie zadawaj mi takich
trudnych pytań...
(Wells)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz