czwartek, 9 lipca 2009

Co robią mroczne ziemniaki? - ghotują się



Jeśli masz przepiękną żonę, odlotową
kochankę, superbrykę, nie masz kłopotów
z urzędem podatkowym i prokuratorem,
a gdy wychodzisz na ulicę świeci słońce
i wszyscy się do ciebie uśmiechają
- narkotykom powiedz NIE!

(Playboy)

Była pełnia to wyszedłem. Druga nad ranem w śpiącym nadal jest piękna. Księżyc pożółkły jak stary ząb. Głębokie cienie, rześkie powietrze i cisza. Cisza, w której świetnie słychać własne myśli.
Dawno, dawno temu na Gradowej Górze w starym zamczysku mieszkała zła królewna. Co noc przechadzała się pośród blank patrząc na lśniącą w świetle księżyca wstęgę rzeki. Trupi blask bawi się pośród tańczących na wietrze rudych nici jej włosów. Co wieczór o zachodzie słońca zadaje zagadkę młodemu mężczyźnie, a gdy ten nie potrafi odpowiedzieć – zrzuca go z murów. Zbocza Gradowej Góry usłane są zwałami potrzaskanych szkieletów. Księżniczka ubiera się w suknie ze sznurków, nazywa się Yoru, choć pośród równin nazywają ją Rudą wiedźmą. Kiedyś była aniołem, ale starła swoje skrzydła pośród perskich dywanów i wilgotnych prześcieradeł. Anioły nie zostały stworzone do kochania.
Gdzieś OBOK, na ceglanej wieży wypalonego kościoła św. Jana sam Książę Ciemności Mixer gra w kości o dusze z Pułkownikiem Cieniem. Pułkownik jest marnym graczem i buteleczki wypełnione dymnymi smugami eterycznego światła powoli, lecz stale zmieniają właściciela. Mixer nieruchomieje pochylony nad blatem, nasłuchuje, potem odwraca się powoli i przez niewielkie okienko patrzy ponad sfalowanym morzem czerwonych dachów na pusty szczyt Gradowej Góry. Pułkownik podnosi odwrócony kubek, patrzy na liczbę oczek i klnie na czym świat stoi. Demon Frustracji odrywa spojrzenie od okna i z szarym cieniem uśmiechu na ustach wskazuje na ostatnią buteleczkę. Pułkownik kładzie ją na boku i popycha, nim doturla się do ręki Miksera, Cień zniknie pośród innych cieni, a na ciemnych ulicach ludzie będą umierać by kolejnej nocy gra mogła trwać dalej.
Ulicą w pełgającym świetle latarni wędruje wróżka Blevins nucąc coś po irlandzku. Wysoko nad nią ścierają się armie światła i ciemności, i w absolutnej ciszy rozpadają się gwiazdozbiory. Gdy słońce wynurzy się zza horyzontu, jego pierwsze promienie zabarwi rozpylona w stratosferze krew.
Nadchodzi poranek, w niego wzbijają się kruki snu, bruki przestają płynąć i układają się porządnie wzdłuż ścian i wokół latarni. Koty opuszczają dachy upewniwszy się uprzednio, że słońce znowu wstanie. W milionie mieszkań dzwonią budziki, gra Radio Zet a ludzie szykują się do wyjścia do pracy przekonani, że oto nadszedł kolejny, zwykły, oczywisty, nudny dzień.
Gdzieś w trzewiach miasta, głęboko pod żeliwnymi nagrobkami studzienek kanalizacyjnych, przewracają się z boku na bok, w niespokojnym śnie, piaskowe gorgony, czekając na swój czas. Nic nie jest oczywiste.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz