Narkotykom powiedziałem NIE!
Ale nie posłuchały
(na zderzaku)
Zachodzące słońce wygląda bardzo po japońsku gdy zapada się
za zamglone wzgórza. Rozżarzona czerwienią słoneczna ścieżka skrzy się na
spokojnej powierzchni morza, na jej tle przemykają ciemne postacie. Plaża jest
pełna ludzi, ale nie jest to tłum. Każdy ma swoje miejsce, panuje spokój i jest
cicho. Powietrze jest świeże po popołudniowej nawałnicy, która zatopiła centrum
i powstrzymała dziesiątki pociągów wypełnionych wyznawcami Open'era. W tej
scenerii stoję obejmując Pazurkowatą, czekamy aż słońce opadnie niżej a niebo
zrobi się seledynowe. Stoimy w środku wszechświata wypełniając tą chwilę, nie
czeka na nas nic oprócz tramwaju i rozstania.
Istnieje tylko teraźniejszość.
Wczoraj wraz z moimi towarzyszami z piechoty bagiennej
wylądowałam U Corkirgo. Większy Syn opowiadał, w które wargi najchętniej
ucałowałby Monikę Olejnik. Zdaje się, że tak wpływa na ludzi przeglądanie Vivy.
Odpowiedziałem, że ja wolałbym się jednak obudzić pośród skomplikowanej
geografii fizycznej Renaty Dancewicz. Seba siedział cichy i zmordowany, podobno
z tym noworodkiem to wycieli mu numer kolesie z pokładu, ale siedział dziwnie
milczący, konsumując żubra za żubrem, jakkolwiek by to zabrzmiało.
Wyszło słońce, spod kamieni wypełźli turyści. Wokół
przepływają biuściaste panny w bikini niczym dostojne galeony. Ekipa krąży więc
koło lub po plaży, licząc na przypadkowe przygody zwabione mnogością butelek i
zapachem zioła.
Ostatnio doganiają mnie wspomnienia. Czasem myślę, że mam
ich za dużo.
Przyszłość ma wiele imion:
Dla słabych jest czymś nieosiągalnym
Dla bojaźliwych jest czymś nieznanym
Dla odważnych jest szansą
(Hugo)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz