A kto się na Pazurzastą połaszczy
tego śmieciarka rozpłaszy
(Niezwykle życzliwe i zupełnie darmowe ostrzeżenie)
Prawda is out there, płoń oceanie, ogniu krocz za mną.
Jestem w twoim domu, zadzwoń do mnie. Emocjonalna mapa kinematografii. Doktor
Hause powłóczy noga przez wewnętrzne ścieżki mej skomercjalizowanej cokolwiek
wyobraźni. Poznałem wiele tajemnic w moim życiu, ale nie tą Laury Palmer.
Deszcz tłucze o dach z metalowych paneli, jest wilgotno ale
ciepło, świat pachnie czymś cudownie nieprawdopodobnym. Grzechocząc gąsienicami
błyskawic burza sunie z burzą, pies Sióstr chowa się w bunkrze pod trójkątnym
blatem stołu, pośród naszych stóp.
Wróćmy jednak pod dach. To taka sama, ceglana wiata śmietnikowa jak ta w której połowie
ktoś niegdyś urządził „Klub Alkoholika”. Biegliśmy tam po szkole by patrzeć,
przez otwory pomiędzy białymi cegłami, na siedzących w kręgu mężczyzn. Światło
pojedynczej żarówki odbijało się w wędrującym szkle. Wtedy po raz pierwszy
usłyszałem słowa Lechia i Kaczmarski. Na ścianie olejną farbą ktoś narysował
kształt butelki i wkleił w środek nalepkę z Żytniej.
Później nadeszły czasy transformacji, odejście śniegu,
słynnego przybytku na Herbowej i Gruzinów wbijających noże w plecy kelnerom w
brzeźnieńskim Trokadero. Teraz mamy czas
deszczu i burzy. To przyjemny czas, czas gdy można wędrować niezauważanym.
Obejrzeliśmy dziś cztery odcinki „Sześć stóp pod ziemią”, z
przyjemnością stwierdzam że sceny z całującymi się namiętnie facetami wprawiają
mnie w lekki dysonans. Ziarnko pyłu pod powieką. Z radością witam każde
pęknięcie w skorupie obojętności. Mój świat pokrywają lodowce.
Pijemy winiak, deszcz tłucze o blachę jest wpół do 11 a w powietrzu nadal jest
wyraźny ślad jasności. Piszę na wilgotnym papierze, opartym na kolanie.
Długopis zapada się za głęboko, przestaje co chwila pisać, muszę poprawiać,
gonię myśli, boję się je stracić. Nadchodzi lato. Lato to czas śmierci.
Najsmutniejsza pora roku dla potworów. To miesiące szczęścia trawożerców.
Bezrozumny czas.
Widziałem dziewczynę pędzącą z dwoma chłopakami w kierunku
dworca. Krótkie ciemne włosy czarna bluzeczka i takaż króciutka, powiewająca
spódniczka, do tego długie czarne buty sięgające połowy jędrnych ud, a może to
były takie pończochy. Dziękuję mocom, że się za nią obejrzałem. To straszne że
Bóg mógł stworzyć coś tak wspaniałego.
Napisy na murach można było
ignorować na własne
ryzyko.
Czasem miasto starało
się w ten
sposób przekazać coś,
co tkwi
może nie w jego wrzącym umyśle,
a w pękającym sercu.
(Pratchett)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz