niedziela, 21 czerwca 2009

Tomasz Edison bał się ciemności


To nasze pomyłki czynią nas
interesującymi

(House)

Babka gwizdnęła mi z pokoju dywan a podrzuciła dywanik, w który muszę celować niczym kapitan Takahashi w pokład amerykańskiego lotniskowca. Cóż babka dała, babka wzięła, dla turystów to co najlepsze. Mam nadzieję że moja lepsza część, która wsiąkła w ten chodnik będzie nocami wychodzić na łowy i podgryzać im stopy... Ktoś ma nadal ochotę na wakacje nad morzem?
Od czwartku ciągle noszę w sobie żałobę po Amber. Niczym flesz rozbłyskuje mi ciągle w głowie scena wypadku, gdy rozbłysła na chwilę niczym gwiazda w rozświetlonej od tyłu koronie jasnych włosów. Potem scena z ostatnią rozmową i odłączaniem maszyny, no i oczywiście autobus jadący przez światło. Gdyby tylko tak bardzo nie przypominała Aube, z wyglądu, charakteru i zachowania... Aube, Amber...
zawieszona w złotej żywicy czasu
utrwalona na wieczność
w podświetlonej od tyłu, jasnej koronie włosów
piękna jak jutrzenka
uśmiechnięta jak kot...
W przyrodzie nic nie ginie. Żadna masa, żadna energia. Nie jesteśmy już zwierzętami. Rozumiemy i pamiętamy. Zbiera się w nas suma wiedzy, wspomnień i doświadczeń. To forma kumulacji nie mająca żadnego odpowiednika w naturze, a przecież w naturze nic nie ginie, żadna masa, żadna energia. Śmierć nie może być więc żadnym końcem, ponieważ to czym jesteśmy to coś więcej niż elektryczny zapis. Ten zebrany potencjał nie może tak po prostu zniknąć nigdzie.
Czasem zadziwiam sam siebie. Czwarty dzień żalu po fikcyjnej osobie, ciągi przemyśleń tym spowodowane. Może to też przez to że wierzę w wszechświaty równoległe. W nierozpuszczalny potencjał prawdopodobieństwa, który musi się gdzieś rozładować. Gdzieś tam jestem najlepszy i najgorszy. Gdzieś tam Amber żyje i umiera. Spotykam ją, ratuję, pocieszam. Multiwersum nie zna granic. Wszystko jest możliwe. Chyba jestem czcicielem możliwości.

Jedynie ludzie o zdrowych zmysłach wariują

(Lec)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz