To nasze pomyłki czynią nas
interesującymi
(House)
Babka gwizdnęła mi z pokoju dywan a podrzuciła dywanik, w
który muszę celować niczym kapitan Takahashi w pokład amerykańskiego lotniskowca.
Cóż babka dała, babka wzięła, dla turystów to co najlepsze. Mam nadzieję że
moja lepsza część, która wsiąkła w ten chodnik będzie nocami wychodzić na łowy
i podgryzać im stopy... Ktoś ma nadal ochotę na wakacje nad morzem?
Od czwartku ciągle noszę w sobie żałobę po Amber. Niczym
flesz rozbłyskuje mi ciągle w głowie scena wypadku, gdy rozbłysła na chwilę
niczym gwiazda w rozświetlonej od tyłu koronie jasnych włosów. Potem scena z
ostatnią rozmową i odłączaniem maszyny, no i oczywiście autobus jadący przez
światło. Gdyby tylko tak bardzo nie przypominała Aube, z wyglądu, charakteru i
zachowania... Aube, Amber...
zawieszona w złotej żywicy czasu
utrwalona na wieczność
w podświetlonej od tyłu, jasnej koronie włosów
piękna jak jutrzenka
uśmiechnięta jak kot...
W przyrodzie nic nie ginie. Żadna masa, żadna energia. Nie
jesteśmy już zwierzętami. Rozumiemy i pamiętamy. Zbiera się w nas suma wiedzy,
wspomnień i doświadczeń. To forma kumulacji nie mająca żadnego odpowiednika w
naturze, a przecież w naturze nic nie ginie, żadna masa, żadna energia. Śmierć
nie może być więc żadnym końcem, ponieważ to czym jesteśmy to coś więcej niż
elektryczny zapis. Ten zebrany potencjał nie może tak po prostu zniknąć
nigdzie.
Czasem zadziwiam sam siebie. Czwarty dzień żalu po fikcyjnej
osobie, ciągi przemyśleń tym spowodowane. Może to też przez to że wierzę w
wszechświaty równoległe. W nierozpuszczalny potencjał prawdopodobieństwa, który
musi się gdzieś rozładować. Gdzieś tam jestem najlepszy i najgorszy. Gdzieś tam
Amber żyje i umiera. Spotykam ją, ratuję, pocieszam. Multiwersum nie zna
granic. Wszystko jest możliwe. Chyba jestem czcicielem możliwości.
Jedynie ludzie o zdrowych zmysłach wariują
(Lec)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz