Nasz Bóg spisał słowa i świat, a potem
odszedł. Nie wymaga od nas byśmy o
nim myśleli, tylko byśmy myśleli
(Pratchett)
Dziś, tak to było jeszcze dziś, w Radiu Zet Monika Olejnik
zaśpiewała namiętnym głosem „Happy birthday Mr President” niczym słowiańska
Marylin Monroe, która powinna się wstydzić. Dziś nasze bliźniaczki obchodzą 120
urodziny.
W TV leciał odcinek Housea tak smutny, że usłyszałem
dochodzący spomiędzy moich żeber odgłos pękającego szkła.
Szponiasta zaprowadziła mnie na cienistą granicę innego
świata. Szliśmy pośród poprzechylanych nagrobków. Niektóre leżały pośród
butelkowej zieleni cmentarnego bluszczu. W dole błyszczało wiosennie, wielkie
oko stadionu. Stanęliśmy na krawędzi patrząc na morze czerwonych dachów
Polibudy w dole i ciągnące się po horyzont spiętrzone geometrycznie bryły
bloków. Zatrzymaliśmy się na tarasie dachu starej przepompowni pośród stojących
na betonie butelek i czarnych śladów ognisk. Idealne miejsce do picia i słów
płynących pod gwiazdami. Takie, którego trzeba długo szukać w tych dniach gdy
serca przeżarła nam cywilizacja. Potem kręta ścieżka po wzgórzach nad Szpitalem
Zakaźnym i łączka w niecce na szczycie wzgórza. Gdzie nocami pośród ogromnych
narzutowych głazów płonie ogień a z ziemię wsiąka młodość. W końcu wejście na
podniebne łąki, którymi można było ponownie stoczyć się w cień wiekowych drzew
i koronkową secesję Wrzeszcza.
Dziś zaś proza i pot. Po odrobieniu pańszczyzny wróciłem do
mej Twierdzy Cieni i zabrałem się za ponowne ustawianie płotów, które mają
zabezpieczyć gości przed entuzjastyczną agresją niezrównoważonego psychicznie
psa babki. Przy okazji wyjaśniła się tajemnica, dlaczego brukarze, którzy je
obalili, nie ustawili ich ponownie, za to wyjechali w pośpiechu i nie odbierają
telefonów. Albowiem chłopaki by zaoszczędzić sobie czasu i wysiłku a zapewne
także by uprościć nieco fraktalną strukturę wszechświata, ścieli nonszalancko
wszystkie słupki i zaczepy boszem. Nie dysponuję spawarką, użyłem więc sznurka,
całej kupy drobnych kamieni, entuzjazmu i przyrodzonego mej rasie genizmu.
Płoty stoją, choć otwarta furtka musi być oparta na kamieniu, bo lekko
przechyla konstrukcję, a gdy zawieje wiatr całość buja się powoli i
majestatycznie.
Poza tym kupiłem jakieś tanie mydło o zapachu winogronowym.
Po wypuszczeniu z papierka gronowy zapach zamordował wszystkie inne, wypełnił
dokładnie każdą szparę i wnękę, pokrył fioletowym szronem szyby i strącił w
locie owady. Czuję go piętro wyżej i przez zamknięte drzwi. Czuję się z lekka
zaszczuty... Czy coś przypadkiem nie zadrapało o drzwi?!
Przychodzi stonoga do szewca, a szewc:
Nawet mnie nie wkurwiaj!
(spięte strony od Lenn)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz