Jest tylko kilka rzeczy tak ponętnych
jak zranione ego pięknego anioła
(Dead proof)
Cała kreatywność i przemyślność gatunku ludzkiego wychodzi
gdy ładuje się siedemdziesięciokilową, długą na trzy metry bramę na lekką
aluminiową taczkę. Przejechanie nią potem przez pola krawężników, okolice gęsto
zarośnięte słupami i dzikie hordy gnające z obłędem w oczach do i z Lidla to
już betka.
Dopada mnie samotność. Ciężki, ołowiany ciężar. Wszyscy
pracują albo mają dzieci, albo jedno i drugie. My Lady niczym walkiria mknie z
bojową pieśnią na ustach przez sesję a ja samotnieję stojąc na końcu
asfaltowego jęzora wlewającej się na plażę Drogi Donikąd, na której końcu
spłonęły niegdyś Łazienki Południowe. Niebo jest jasne i pastelowe, chmury ostro
odcinają się od niego czernią i granatem. Daleko na linii horyzontu niczym
klejnot żarzy się Hell, Bliżej, pośród rozświetlonego kobierca Gottenhaven,
pełgają po sterczynach dźwigów, suwnic i
masywnym korpusie czarnej wierzy Sea Tower czerwone światła. Wychyla się to
wszystko zza klifów i wygląda jakbym płynął Brzeźnem w kierunku Mordoru. We
mnie jest pustka i wiatr. Samotność boli, szarpie wnętrze nienasyconą próżnią,
budzi tęsknoty. Jest zajebiście. Jak wspaniale jest coś czuć.
Seba towarzyszył mi wczoraj w wędrówce. Pojawił się znikąd i
w pewnym momencie zniknął nie wiadomo gdzie. Był upalony jak Marcowy Zając i
opowiadał mi jak na redzie Mogadiszu widział śpiewające syreny.
W niedzielę prawdopodobnie będę miał nad piwem rozmowę o
pracę. Cóż, każdy ma swój styl załatwiania spraw. Dreszcz przejmuje mnie na
myśl o urzędowym piekle jakie będę musiał przejść by zalegalizować się i wejść
do systemu. Cholera pewnie w końcu będę miał NIP.
Ale nie martwmy się na zapas. Może się nie uda i pozostanę
wolny jak wiatr. Wolny jak Ciapek, który wyleciał z pracy zanim się
zorientowałem, że ją ma. Gość z tym swoim fatalnym a heroicznym poszukiwaniem
pracy staje się powoli legendarny, a opowieści o nim zaczynają dochodzić do
mnie z różnych niezależnych stron.
U Starszego w pracy pojawił się nasz płetwostopy prezydent,
który niech żyje!...krótko. Na zdjęciach wygląda jak mała obwisła laleczka,
borowiki prowadziły zmieniając kierunek
jego ruchu dotknięciami w ramie. Podobno ożywił się dopiero, gdy mu
powiedzieli, że idzie na obiad. Chyba uwierzę w Palikota.
Odkąd się urodziłam jest ciepło...
(Z rozmów o klimacie z Lady Pazurek,
może lepiej żeby Greenpeace się o
tym nie dowiedział...)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz