niedziela, 31 maja 2009

Światło, światło się mroczy


Bez względu na to czy uważasz,
że możesz, czy też nie, masz
rację

(Skądś)

A mógłbym wyjść. Iść ulicami patrząc na budynki Miasta Miast odcinające się konturem smutku na tle wieczornej zorzy. Mógłbym być wilkiem rozpaczy, pełnym życia po brzegi, łapiącym świat wyraźnie aż do bólu każdym zmysłem. Mógłbym zostać stworzeniem nocy z sercem wypełnionym po brzegi tajemnicą. Wystarczyłoby przekroczyć próg.
Lady Pazurek ma na głowie licencjat splątany z sesją. Pozostawiony tymczasem na półce czuję jak szybko wracam do stanu dzikości. Nagle objawiają się stare odruchy, wyostrzają się myśli. Noc napływa roziskrzonym frontem burzowym do duszy.
To niesamowite ile mocy potrafimy z własnej woli przekazywać drugiej osobie. Stale i z każdym dniem więcej. Zawsze byłem wielkim egoistą i odkrycie tych zaangażowanych obszarów energii jest dla mnie lekkim wstrząsem.
Tymczasem ojciec mój swoją złocistą, służbową Skodą wyprzedza kolumny na wiejskich drogach. Gdy mijał ostatnią, gość zajęty rozmową z dwiema panienami też postanowił wyprzedzać, nie patrząc w lusterko. Dał gazu i wjechał mojemu Staremu pod kątem w tyłek. Skodą rzuciło w bok prosto w wyprzedzaną właśnie ciężarówkę. Była na szczęście za niska by wbił się pod nią, ale odbił się i wyrzuciło go poza drogę wprost na skarpę. Zjechał w dół i wpadł w pole pszenicy. Przejechał w nim z 600 metrów na zablokowanych kołach wciąż sunąc po gęstym żuławskim błocie.
Gdy  w końcu zatrzymał się, odetchnął, zawrócił w zbożu i dojechał z powrotem do drogi. Wóz dotoczył się do asfaltu i puścił dym z silnika. Ojciec przekręcił kluczyk w stacyjce i wszystko umilkło. Niedaleko stała ciężarówka, obok na dachu leżał pomiażdzony samochód a wokół biegał typ i dwie kobity cali umazani krwią.  Gość wydzierał się że to mój Staruszek spowodował wypadek wyprzedzając na trzeciego. Starszy jak to Starszy przejął sytuację zadzwonił na alarmowy a nim dojechały służby w drodze już była laweta PZU, a w Elbling szykowali mu zapasowy wóz. Wzięli go do szpitala na obserwacje. Oczywiście nic mu nie jest. Tamten kierowca przyznał się do spowodowania wypadku, no bo ostatecznie cokolwiek trudno by było jednak staranować go tyłem w trakcie wyprzedzania. Krew okazała się całą stertą zgniecionych truskawek.
Jakoś się nie przejąłem. Bardziej przemówiło do mnie to sunięcie przez zboże niż całość zdarzenia. Mój Starszy jeździ dużo, tak dużo że już dawno przekroczył granicę prawdopodobieństwa a wkroczył w rejony bezlitosnej statystyki. Teraz to nie kwestia „czy” ale „kiedy” i to „kiedy” zdarza się średnio dwa, trzy razy w roku. Chyba się zdążyłem przyzwyczaić, teraz pozostaje jedynie niespokojne czekanie, czy wkroczy na kolejny etap.
Tymczasem Dannonki zostają zaproszone na weselisko koleżanki. Lenn zakupuje zadżebistą suknię z mega dekoltem. Twierdzi że musi taką założyć dopóki ma biust.
Herbaciarz wygrywa w konkursie Trójki i dzwoni do mnie w procentowym uniesieniu. Oczyma wyobraźni widzę jak na drugi dzień, gdy siedzi trapiony ciężkim kacem ktoś wyrzuca go z odrzutowca gdzieś nad Kamczatką.
Awaria powróciła z Dani i ma dla mnie koszulkę.

Szczęście ma się wtedy gdy
przygotowanie spotyka się
z okazją

(Seneka)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz