- Czy w tej świątyni jest zakrystia?
- Zahernia, tam za posągiem Herna...
(Sesja)
Gdy poczułem, że nie chce mi się wędrować samemu pod pomnik,
że można by sobie raz odłożyć niedzielny obowiązek na półkę, od razu zadzwonił
Marzan, który po opuszczeniu loggi obecnie krwawookiego Maiera szukał sobie
celu w życiu. „Chciałem sprawdzić jak wypełniasz swoją mitologię”, rzekł, „Za
dwadzieścia minut mam tramwaj” odpowiedziałem. Piwo i opowieści.
Srebrzysta, delikatna mgiełka opatula od paru dni miasto.
Wszystkie kształty są miękkie, wszystkie kolory przesiąknięte światłem. Patrząc
z przejeżdżającego mostem tramwaju na wypłukaną pośród Miasta dolinę rzeki
czułem się jakbym patrzył w jakąś francuską impresję.
Wczoraj wędrując przez miodowe plastry Zaspy odwróciłem się
nagle wiedziony przeczuciem. Bloki Zaspy nie są równie, zbudowano je
asymetrycznie, tak że każdy blok pnie się kolejnymi poziomami na jedną stronę.
W wąskiej szczelinie pomiędzy najwyższymi punktami dwóch bloków zachodziło
słońce wprost z japońskich rycin, w smugach czerwieni i srebra.
Zawsze lubiłem Zaspę, rzadko się w końcu zdarza, że ktoś
tworzy dzielnicę jako dzieło sztuki. Różnice poziomów, sposób ustawienia bloków
i to jak podwórka między nimi tworzą małe zielone raje. Osobne światy z
własnymi zasadami i architekturą. W każdym raju jest wzgórze, a na każdym wzgórzu
coś innego: kamienie, labirynty czy schody donikąd.
Wijące się ciasne, osiedlowe drogi, nieskończone
przestrzenie wokół, zagubione konstrukcje czy ogromna przecinka starego pasa
startowego w samym środku, kończącego się gdzieś tam perspektywą zalesionych
wzgórz z jednej strony i omywającym betonowe stopy morzem z drugiej. A to
wszystko pośród żył wodnych, o słynnych ściennych wiatrach nawet nie
wspominając.
To niesamowite że jakiś komuch potrafił zrobić coś co tak
mocno ociera się o krainę baśni.
Boli mnie łeb i marnie mi się myśli, zapewne ma z tym coś
wspólnego czytanie do rana i łażenie po brzeźnieńskim parku o 3 nad ranem w
księżycowym świetle. Słońce wycieka powoli spośród mgły. Wychodzę czas powitać
nowy dzień.
Lenn - Ale bym zjadła łososia, dziwne,
zawsze go nie znosiłam, ale dziś, och!
Pazurek - Tu dwa kilometry stąd jest
łososiarnia...
Lenn z szokiem – Naprawdę???
Pazurek – Nie
(Lady P powinna zostać politykiem. Ludzie po prostu jej
wierzą)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz