Okres dzieciństwa nie trwa od momentu
narodzin do chwili osiągnięcia pewnego
wieku. Nie jest tak, że dziecko dorasta i
odkłada na bok swoje dziecięce sprawy.
Dzieciństwo to królestwo, w którym nikt
nie umiera
(Millay)
Ojciec trafił jednego gołębia, nim oba zaczęły wić gniazdo.
Miałem przenieść go na łopacie do śmietnika, ale żył jeszcze. Wyginał szyję
kładąc głowę na grzbiecie i urywanie, szybko oddychał. Nie zwykłem wyrzucać
niczego żywego, wziąłem więc wiatrówkę, stanąłem nad nim i oddałem dwa strzały
niemalże z przyłożenia. Przez moment wyglądałem i poczułem się jak hitlerowski
kat.
Gołąb był ładny, nie żaden nakrapiany mutant jakich ostatnio
pełno w Mieście. Jego ciało było nieprawdopodobnie miękkie i delikatne.
Ostatnio zorientowałem się, że znów mamy jakąś żałobę. To
zdaje się już piąta za tej kadencji. Żałobny prezydent. Pieprzony skurwiel
wszystko potrafi zniszczyć i zeszmacić dla politycznego zysku. Czyjaś śmierć i
nieszczęście strywializowane i pozbawione głębi, wykorzystane do własnych,
płytkich celów przez małego człowieczka.
Wpadliśmy wczoraj do Dannonek i obejrzeliśmy ich
pomarszczoną pociechę. Wygląda jak mały Golum, niemniej jest bardzo cicha i
tymczasem nieuciążliwa. A gdy Dan podnosi głos strofując kota wydaje z siebie
dźwięki pełne dezaprobaty i upomnienia, nawet przez sen.
Do naszych gościnnych brzegów dotarł już też Seba, w ramach
dnia dobroci dla stworzeń dogłębnie złych i skrajnie niebezpiecznych dostarczył
mi wór skażonych bananów. Ubrałem rękawice i rozdałem je bachorom drącym mi się
pod oknem. Teraz siedzę sobie niezobowiązująco w kuchennym oknie oczekując na
pojawienie się pierwszych dziobów, narośli i innych fascynujących zmian
skórnych. Tak mi się właśnie wydaje, że za oknem zrobiło się tak jakby ciszej.
Wczoraj, gdy wysiadaliśmy z tramwaju w królowej wszystkich
dzielnic, nastąpiło spotkanie, żeby nie powiedzieć zderzenie dwóch
wszechświatów. Mianowicie Pazurkowata poznała moich miejscowych kolegów, z
których pierwszy był wielki, łysy i przywitał się z nią serią tajemniczych, a
skomplikowanych uścisków ręki, a drugi był z lekka nieprzytomny, spetryfikowany
i transportowany w tym permanentnym stanie do New Port. Tym samym Moja Lady
otrzymała odpowiedź na pytanie czemu nie mieszam ze sobą różnych rzeczywistości
przez które przemykam.
Dziś wpadła do mnie Szponiasta z Hanią. Hania stanęła w
drzwiach, a pierwsze jej słowa brzmiały: Gdzie jest piesek? Cóż każdy ma jakiś
fetysz, jej to pieski. Poszedłem więc do babki i wywlokłem z łóżka psicę, która
spoczywała tam pod kołderką, z główką subtelnie ułożoną na poduszce. Potem było
jeszcze śmieszniej, bo w towarzystwie Hani to diable i psi antychryst z
siódmego kręgu Szeolu, było ciężko przerażone i niezwykle spokojne. Uznaliśmy
że Hania ma wrodzone predyspozycje do zostania zaklinaczem zwierząt. Szanowne
konsylium zbierze się, by zdecydować, czy zwrot ten nie powinien stać się jej
oficjalną ksywką.
Szczyt męskiego romantyzmu:
mecz piłki nożnej przy blasku
świec.
(CKM)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz