środa, 15 kwietnia 2009

Humanizm przetrwa rodzaj ludzki


Okres dzieciństwa nie trwa od momentu
narodzin do chwili osiągnięcia pewnego
wieku. Nie jest tak, że dziecko dorasta i
odkłada na bok swoje dziecięce sprawy.
Dzieciństwo to królestwo, w którym nikt
nie umiera

(Millay)

Ojciec trafił jednego gołębia, nim oba zaczęły wić gniazdo. Miałem przenieść go na łopacie do śmietnika, ale żył jeszcze. Wyginał szyję kładąc głowę na grzbiecie i urywanie, szybko oddychał. Nie zwykłem wyrzucać niczego żywego, wziąłem więc wiatrówkę, stanąłem nad nim i oddałem dwa strzały niemalże z przyłożenia. Przez moment wyglądałem i poczułem się jak hitlerowski kat.
Gołąb był ładny, nie żaden nakrapiany mutant jakich ostatnio pełno w Mieście. Jego ciało było nieprawdopodobnie miękkie i delikatne.
Ostatnio zorientowałem się, że znów mamy jakąś żałobę. To zdaje się już piąta za tej kadencji. Żałobny prezydent. Pieprzony skurwiel wszystko potrafi zniszczyć i zeszmacić dla politycznego zysku. Czyjaś śmierć i nieszczęście strywializowane i pozbawione głębi, wykorzystane do własnych, płytkich celów przez małego człowieczka.
Wpadliśmy wczoraj do Dannonek i obejrzeliśmy ich pomarszczoną pociechę. Wygląda jak mały Golum, niemniej jest bardzo cicha i tymczasem nieuciążliwa. A gdy Dan podnosi głos strofując kota wydaje z siebie dźwięki pełne dezaprobaty i upomnienia, nawet przez sen.
Do naszych gościnnych brzegów dotarł już też Seba, w ramach dnia dobroci dla stworzeń dogłębnie złych i skrajnie niebezpiecznych dostarczył mi wór skażonych bananów. Ubrałem rękawice i rozdałem je bachorom drącym mi się pod oknem. Teraz siedzę sobie niezobowiązująco w kuchennym oknie oczekując na pojawienie się pierwszych dziobów, narośli i innych fascynujących zmian skórnych. Tak mi się właśnie wydaje, że za oknem zrobiło się tak jakby ciszej.
Wczoraj, gdy wysiadaliśmy z tramwaju w królowej wszystkich dzielnic, nastąpiło spotkanie, żeby nie powiedzieć zderzenie dwóch wszechświatów. Mianowicie Pazurkowata poznała moich miejscowych kolegów, z których pierwszy był wielki, łysy i przywitał się z nią serią tajemniczych, a skomplikowanych uścisków ręki, a drugi był z lekka nieprzytomny, spetryfikowany i transportowany w tym permanentnym stanie do New Port. Tym samym Moja Lady otrzymała odpowiedź na pytanie czemu nie mieszam ze sobą różnych rzeczywistości przez które przemykam.
Dziś wpadła do mnie Szponiasta z Hanią. Hania stanęła w drzwiach, a pierwsze jej słowa brzmiały: Gdzie jest piesek? Cóż każdy ma jakiś fetysz, jej to pieski. Poszedłem więc do babki i wywlokłem z łóżka psicę, która spoczywała tam pod kołderką, z główką subtelnie ułożoną na poduszce. Potem było jeszcze śmieszniej, bo w towarzystwie Hani to diable i psi antychryst z siódmego kręgu Szeolu, było ciężko przerażone i niezwykle spokojne. Uznaliśmy że Hania ma wrodzone predyspozycje do zostania zaklinaczem zwierząt. Szanowne konsylium zbierze się, by zdecydować, czy zwrot ten nie powinien stać się jej oficjalną ksywką. 

Szczyt męskiego romantyzmu:
mecz piłki nożnej przy blasku
świec.

(CKM)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz