Zwracaj się zawsze do bogów
obcych, wysłuchają cię poza
kolejką
(Lec)
Pani Matka Szponiastej jest nauczycielką i poprosiła mnie,
żebym dał jej jakiś film o drugiej wojnie
w celu podbudowania patriotyzmu i wytworzeniu odpowiedniej postawy u
podległej jej młodzieży szkolnej. Pogrzebałem w przepastnych otchłaniach chaosu
wypełniających moje szafki i dałem jakieś CD. Zastrzegłem jednak, żeby
przejrzeć zawartość, bo kupiłem to kiedyś przy okazji z czymś innym i sam nigdy
nie oglądałem. Szponiasta zdaje się też o tym wspomniała, ale rozmyło się to
jakoś widocznie w treści i nasza przyszłość narodu ujrzała film o Kampanii
Wrześniowej jako pierwsza. A tam... wojna z punktu widzenia Niemców. Żelazna
pięść Wermachtu wbijająca się w żałosne szyki rozbiegające się w popłochu szyki
Polaków. Krew niewiniątek na podkutych podeszwach itd. Seans został oczywiście
przerwany. Mam dziwne wrażenie, że po tym spektakularnym sukcesie moja
edukacyjna rola została definitywnie i na zawsze zakończona.
Ostatnio, gdy byłem u Ciapka, usiłował sprzedać mi kurtkę.
Nie chciałem jej tak długo i usilnie, że w końcu otrzymałem ją za darmo.
Postanowiłem się dziś w nią przyoblec, by pokazać światu jaki ze mnie Maxi
Kazz. Było słoneczko, plamy błękitu, ciepełko. Padać zaczęło, w chwili gdy
opuściłem przytulne wnętrza i ruszyłem w noc. Zrazu opadło mi na nos parę zabłąkanych
ziarenek drobnego śniegu, wzbudzając lekkie rozbawienie. Pół godziny później
pełzłem przygięty do ziemi przez antarktyczną zadymkę oblepiony śniegiem niczym
Odwrót Spod Moskwy. Nie muszę chyba dodawać, że kurtka nie ma kaptura, ani,
żeby było śmieszniej, się nie zapina co odkryłem oczywiście w ryczącym dziko
oku cyklonu. Byłem biały od góry do dołu, za wyjątkiem zgięć, okulary miałem
oblepione z obydwu stron a na głowie dziesięciocentymetrową zaspę,
niesymetrycznie większą od zawietrznej. Czym bliżej było domu, tym wiatr
przyspieszał. W połowie Brzeźna widząc na jakieś dwa metry i strząsając z butów
przylepiające się grudy śniegu, kląłem już w najlepsze, głośno, wyraźnie,
wygrażając co jakiś czas pięścią niebu. W tym momencie zrobiło się biało. Równocześnie
uderzył grom, sugerując, że potwór jest tuż nade mną i drugi raz może wycelować
lepiej. Śnieg wokół lśnił przez moment wyraźnie a mi zjeżyły się wszystkie
włosy, co przy mojej wybuchowej anatomii oznacza, że całe ubranie na moim ciele
na moment się uniosło i zafalowało niczym wypełnione jakimś morskim zielskiem.
Pomny działającego telefonu na piersi oraz niedogodności
geograficznej jaką jest bycie najwyższym i przemoczonym obiektem w okolicy w
czasie burzy, przyspieszyłem kroku. Zwolniłem dopiero przy domu, rzuciłem
ostatnie spojrzenie w niebo, po czym wydeptałem na chodniku przed moim domem,
dwumetrowymi babolami, wielkie KURWA.
I animal to You
-zwierzę ci się
(skądś)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz