On nienawidzi wszystkich z
zarzecza.... a mieszka na wyspie
(Sesja)
Wiosna tradycyjnie powitała nas śniegiem po kolana.
Odrzucałem go dziś radośnie przed śniadaniem, wyrzucając pod niebo chmury
białego puchu i znaczące je finezyjnymi, różnokolorowymi szlaczkami psie kupy,
czające się pod powierzchnią. Potem poszedłem negocjować z moją zamieszkałą
przez Lucyfera kuchenką opieczenie grzanek.
Od poniedziałku pełzałem w pierwotnym szlamie prostego
zarobku przygnieciony pogodą. Bo w poniedziałek gość który wisi mi za remont
trzy kafle odleciał nagle do Irlandii. Przyswoiłem sobie tę informację z
właściwym mi spokojem i pogodą ducha. Niestety spóźniłem się na lotnisko z
wyrzutnią pocisków ziemia – powietrze i znajomka nie zdążyłem serdecznie
pożegnać. W niedzielę płacę czynsz, tydzień zaś zacząłem z sześcioma złotymi w
kieszeni, których połowę wydałem na lotto. Było więc dość wesoło.
A w lotto zagrałem, a jakże, i trafiłem! Szóstkę!!!... o
jedną liczbę niżej. Każda z 6 cyfr była o 1 niżej od tej, która wygrała.
Zazwyczaj gdy pozwolę sobie zagrać w grę losową dzieją się
podobne rzeczy. Z reguły wygrywam mniej więcej zwrot losu, jakby coś chciało
powiedzieć: „Daj sobie spokój stary”. Czasem jednak dzieją się prawdziwe cuda.
Próbowałem oczywiście być sprytny, pierwszy zakład waliłem na chybił trafił, a
w następnych obstawiałem liczby wokół tych z pierwszego, itp. Zawsze padały
liczby obok. To ostatnie to jednak już przeginka, nie wiem czemu odnoszę
wrażenie, że ktoś robi sobie ze mnie jaja.
Void - jaki jeszcze obdarzony mocą
artefakt
można by mu dać?
Ja – Daj mu bobra, który zna tysiąc
bitów...
(Sesja)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz