wtorek, 31 marca 2009

Gdyby Bóg chciał byśmy nie jedli zwierząt nie zrobiły ich z mięsa


...urządź  sobie  weekend, a  jeszcze
lepiej   tydzień  z  kinem  irańskim.
Uświadomi  ci  to  błyskawicznie, że
Irańczycy  muszą,  po  prostu  muszą,
zbudować bombę atomową, Z nudów

(CKM)

Dziś w nocy wyśniłem cały, nieistniejący odcinek Housa. Logiczny, bez żadnych przerw i nieścisłości. Oglądałem go doprawdy z zapartym tchem, choć czegoś mi brakowało. Potem, zamiast wstać od kompa, obudziłem się, a brakującym elementem okazała się Pazurkowata, którą z reguły trzymam podczas seansów pod ociężałym, opiekuńczym skrzydłem.
Na zewnątrz drugi dzień wspaniałej balsamicznej pogody. Soczysty błękit aż trze w oczy, wszystko kąpie się w złotym, słonecznym blasku...  Zaczynam coś podejrzewać. Tylko co ze sobą nosić, ponton czy rakiety śnieżne?
Seba dzwonił pośród podzwrotnikowych trzasków i zwierzał się z entuzjazmem, że załapał jakąś chorobę skóry od ładunku bananów, które nam tu wiozą. Obiecał, że jak już dopłyną to mnie przytuli. Wszystkim fanom bananów życzę smacznego.
Mnie za to znajoma, nazwijmy ją Genewa, zawlokła na spotkanie nowo powstałego klubu wegetarian. Nie wiem co ją napadło, może postanowiła zmienić moją ociekającą posoką naturę. W każdym razie broniłem się dzielnie siekaczami i pazurami, ale ostatecznie: Któż wygrał z nawiedzoną kobietą nie obrażając jej? Przysięgam! Nie chciałem tam iść, ale gdy już się tam znalazłem, spojrzałem na te jaśniejące, pełne nadziei i ufności twarze, nie mogłem, po prostu nie mogłem się powstrzymać. Byłem niczym lis w kurniku, rozszalały mrówkojad w mrowisku, który trafił trąbką na królową i magazyn jajeczek, niczym King Tiger pośród pierzchających ociężale Shermanów. Wtrącałem się, komentowałem odpowiadałem, snułem me zabójcze dla duszy teorie, gdy mi ich brakowało wymyślałem następne, a nadzieja gasła w ich twarzach, a niewinność topiła się niczym gromnica w piekle.
Nie ma to jak oczyszczająca moc zniszczenia, przez resztę wieczoru naprawdę zrobiło mi się lepiej.
Genewa oczywiście i tak się obraziła, ja z kolei radośnie zgłosiłem chęć dalszego uczestnictwa w spotkaniach. Spotkało się to z pełnym wrogości milczeniem. Słyszałem też coś o zmianie miejsca spotkań.

Müller usłyszał kroki za oknem
-Kto tam? - spytał
-Deszcz – Odpowiedział Styrlitz
i zabębnił palcami po szybie

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz