Tydzień pogrążony w depresji. Za mało zrobiłem, za mało
zarobiłem, nie osiągnąłem prawie żadnego z założonych celów, nie załapałem się
na żadnego pączka. Niemoc przechodzi we wściekłość. Czujcie się pobici,
splugawieni i stratowani. Dwa razy.
Ukończona praktycznie łazienka Dannonek wygląda jak
zamrożone trzęsienie ziemi. Zresztą czym ja się przejmuję, i tak wszystko wisi
na ruchomych płytach zgrzewalnych i zacznie odpadać najdalej za pół roku. Muszę
doradzić dziś Danowi kupno pistoletu do sylikonu i poinstruować jak przyklejać
kafelki w miarę ich odpadania. Nigdzie nie mogę zdążyć ani do Marzana, ani do
Awarii ani nawet do herbaciarni. Czasem naprawdę mam ochotę poddać się i iść do
stałej pracy. Oddać odpowiedzialność za swój czas komuś innemu. Wolność to
ogromny ciężar, trudno się dziwić, że ogromna większość ludzi woli się od niej
trzymać jak najdalej.
Dobra starczy tego defetyzmu, będzie wierszyk:
Na północ od dwunastej
Nocy Walpurgii
sześćdziesiątego sierpnia
woda spłynie ze zmurszałych pokładów
stalowego cielska
złoty księżyc w blask oblecze pagony
szpikelhaube mostka
osypie gwiazdy rdzą
rozbudzony sztandar zrzuci z siebie morze
z omszałym hakenkrojcem roztańczy się wiatr
lufy pełne szlamu zatoczą półkola
śruby zamarłe w pół wieku
znów poczną mleć czas
w kadłub uderzy zdziwiona teraźniejszość
w drugą stronę zakręci się ten jeden raz świat
zdziwiona Home Fleet zobaczy na radarach
echo czaszek, piszczeli i gałęzi żeber
zdziwiony Lucyfer Hustlera upuści
gdy w stałym rachunku wyjdzie 6 – 6 – 7
Przez dziury w poszyciu rzygnie brudna woda
rozgwiazda i jeżozwierz wyślizgnie się spod blach
w niebo wystrzeli polarna zorza
spokojne wybrzeża zaleje upiorny blask
wiek legend powróci
dźwigną się z dna bestie
smukłe krakeny, i stalowe harpie
pożółkłe kości dłoni znów ujmą manetki
pod postrzępionymi skrzydłami znowu zagra wiatr
…
...kiedyś wymyślę resztę
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz