Było gorące lato. W tramwajach brakuje czasem jednego
krzesła, tam usadziłem właśnie odwłok, był tłum a we wnęce przede mną upakowała
się zgrabna laseczka o krótkich kręconych włosach, zwiewnej białej koszuli
zapiętej tylko na dwa środkowe guziki i z błyskiem złośliwej wesołości w
oczach. „Zobaczyliśmy się” i coś między nami przeskoczyło. Było naprawdę
gorąco. Zaczęło się coś w rodzaju mentalnego tańca drobnych ruchów, tak że
ostatecznie ja byłem lekko wychylony w przód a ona wyginała nade mną swój
gładki, odsłonięty brzuch. Temperatura wzrosła nagle o jakieś 4000 stopni.
Miałem jej skórę dosłownie o trzy centy od twarzy.
Wszyscy znają mój niezwykły rozsądek, skłonność do długiego,
głębokiego namysłu. W dwie setne sekundy jak na twarzy poczułem bijące od niej
ciepło i zapach, robiłem już „glonojada”. Dla niewtajemniczonych – niezbyt
szybkie przejechanie po czyjejś skórze półotwartymi ustami, takie lekkie
muśnięcie wargami i oddechem czyjejś skóry i tego delikatnego puszku. Dotyk bez
dotyku, taki leciuteńki podmuch erotyki.
Na chwilę wygięła się nade mną mocniej, po czym zaśmiała się
perliście i mruknęła: No co ty. Po czym odskoczyła tak, że cofnęła brzuch, za
to nachyliła górę, tak że praktycznie znalazłem się wewnątrz jej dekoltu. Nie
muszę oczywiście dodawać, że o żadnym staniku nie było mowy i znalazłem się oko
w oko z ładnym, brązowym sutkiem.
W innym świecie zostalibyśmy pewnie idealną parą a nasze
czyny na drodze szalbierstw i rozboju opiewane byłyby w pieśniach snutych w
przyplażowych smażalniach i mrocznych tulejach odrapanych podwórek. Tak się
jednak zdarzyło, że ja od paru miesięcy zawracałem głowę niejakiej Lady
Pazurek, a ona od trzech lat prześladowała szlachetnego poczciwinę (Zapewne za
ten opis znajdę jutro w łóżku okrwawioną głowę konia) o imieniu Mieczysław.
Trafiliśmy ostatnio na niego inaugurując uroczyście
uruchomienie przez Borysa jakiejś mutacji Skejpa. Zapytał nas nieopatrznie co
zakupić dla swego ukochanego szaleństwa na urodziny, na co my oczywiście
ochoczo uraczyliśmy go mrożącymi krew w żyłach opowieściami o facetach
robiących prezenty swoim kobietom.
Tak więc jesteśmy ze Struną dobrymi kumplami, ja odkładam
dla niej Polskę Zbrojną a ona przywozi mi z Malty arabskie świerszczyki. Za
każdym razem gdy przyjeżdża wita nas w swoim roboczym stroju francuskiej
pokojówki i stawia na blacie jakieś eukaliptusowe, procentowe paskudztwo, które
smakuje jak płyn do naczyń i generuje napady nostalgii.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz