Ja – znam parę dziewczyn z tego przybytku
Krzych – Ha! A ja znam szefową...
Ja – Ok, dobra, wiem co to szarża
Piątkowa impreza wyszła nawet fajnie. Hitem okazały się
francuskie bułeczko-paszteciki Kudłatej, był też barszcz z uszkami
przytaszczony przez Awarii, który kończyłem zresztą wczoraj z strasznymi
konsekwencjami. Lenn zrobiła makaron nadziewany mięsem w maku, wszyscy zresztą
naznosili żarcia, była to chyba pierwsza nasza impreza z nadmiarem środków
spożywczych. Dan przyniósł nawet wór ziemniaków i zwalił mi go pośrodku kuchni.
Nie mam „gościnnych” kapci, zaoferowałem więc dziewczynom
skarpety, każdą w innym kolorze. Mam ich całą szufladę. Same lewe, ponieważ z
różnych tajemniczych, zapewne także fizjologicznych względów przejawiam
ubolewania godną tendencję do przecierania skarpet prawych. Dziewczyny skarpety
przyjęły, uśmiechając się podejrzanie szeroko. Jak na razie nikt nie stracił
stóp.
Tylko z piciem coś słabo szło, co prawda była między nami
jedna abstynentka z zasadami, druga z zakładem oraz Awaria, ale trzy i trochę
opróżnionych flaszek wina to trochę za mało by mogło się wykluć jakieś
widowiskowe szaleństwo. Już nie wspominając nawet, że Awaria ku powszechnej
rozpaczy, znów nie zatańczyła na stole.
Na pożegnanie któryś dowcipniś zakręcił mi zawór wody
zimnej, skutkiem czego przez dwa dni zastanawiałem się patrząc na wątły strumyk
lecący z kranu, gdzież się ona do diabła podziała.
A tak poza tym? Cóż, Szponiasta zakończyła sesję, i jest
szczęśliwa... Szczęśliwa! Szczęśliwa i wolna jak dzika świnia. Przetacza się
tylko z boku na bok w piżamce z Kłapouchym, kiwa nóżką i czyta „Zmierzch” do 3
nad ranem. Ostatnio na zajęciach składali jakieś przedśredniowieczne szkielety
dzieci. Ucieszyła się bardzo, bo zawsze lubiła puzzle, a tu jeszcze szereg
niespodzianek „że to nie było jeszcze zrośnięte z tym”. Wychodząc z sali po
zajęciach ich miejscowy as przestworzy znany jako Robin, wskazując pod ławkę zakrzyknął z entuzjazmem: O a tam leży
jeszcze paluszek... Kurcze, a nas na
studiach wysyłali tylko z kamerą na Targi Ezoteryczne.
Nieznany oficer sygnałowy
do
pilota marynarki, po jego szóstym
nieudanym
lądowaniu na lotni-
skowcu: „Tutaj musisz wylądować,
synu. Tu jest jedzenie”.
(Angora)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz