wtorek, 10 lutego 2009

09.02.77.12:20 zło przybyło i stanęło wam u progu


-Strzelę!
-I co?
-I stąd wyleci kulka
-Skąd? Wyleci? Uj, to
słabo przymocowana...

(Potem)

Kładziemy kafelki w Stanicy Stanów Granicznych zamieszkałej przez Dana i jego maleńką, zasuszoną, demoniczną Ciocię, a wkrótce też przez Lennonkę z krakenem w jamie brzusznej. Komp przeskoczył na liście na muzykę japońską. Po 2,5 godzinach brzdąknięć, plipknięć i przepuklinowych jęków, Dan z uśmiechem stwierdził: spoko, za pół godziny będzie jedna trzecia japońszczyzny... Już wiem czemu Amerykanie zrzucili na nich bomby atomowe... Ależ Ike, zbombardujmy Pałac Cesarski w Tokio, albo Osakę z fabrykami, czemu Hiroszimę, tam przecież nic nie ma! - Jest, największa szkoła muzyczna...
Mieliśmy szlifierkę, ale bez diamentowej tarczy, mogliśmy więc sobie nią pomachać albo pokręcić za kabelek. Wszelkie otwory na rury itp. wycinałem ręcznie kombinerkami, okruszek po okruszku. Jakie to cholerne szczęście, że nie muszę pisać tej notki długopisem.
Dzięki Bogu i Bogini Dan wykopał z jakiegoś kąta, zakurzoną butelkę Kadarki i od tej chwilki kafelki układały nam się równo i pięknie, niemalże same, pod koniec rozważaliśmy już „czy nie zostawić tej dziury za kiblem, bo przypomina niewidzialny bombowiec B-2”. Zawsze można by powiedzieć, „Ha! A ja mam za kiblem niewidzialny bombowiec!”, „Gdzie, nie widzę”, „Bo jest niewidzialny”...
Wracając pławiłem się w mocnym, jasnym świetle ogromnego księżyca w pełni, który wychynął nad stare dachy Wrzeszcza, dodając okolicy kilka wymiarów. Po drodze miałem wizję bitwy kosmicznej o takiej wspaniałości i natężeniu bohaterów z krwi i kości, że niemal zatonąłem we wnętrzu własnej głowy. Pewnego dnia zapędzę się tam zbyt daleko i już nie wrócę.
W domu niemal pękło mi serce gdy okazało się, że nie jestem w stanie tego zapisać na papierze.

Zgwałcić logikę mógł tylko
ten co ją posiadł

(Lec)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz