-Strzelę!
-I co?
-I stąd wyleci kulka
-Skąd? Wyleci? Uj, to
słabo przymocowana...
(Potem)
Kładziemy kafelki w Stanicy Stanów Granicznych zamieszkałej
przez Dana i jego maleńką, zasuszoną, demoniczną Ciocię, a wkrótce też przez
Lennonkę z krakenem w jamie brzusznej. Komp przeskoczył na liście na muzykę
japońską. Po 2,5 godzinach brzdąknięć, plipknięć i przepuklinowych jęków, Dan z
uśmiechem stwierdził: spoko, za pół godziny będzie jedna trzecia
japońszczyzny... Już wiem czemu Amerykanie zrzucili na nich bomby atomowe...
Ależ Ike, zbombardujmy Pałac Cesarski w Tokio, albo Osakę z fabrykami, czemu
Hiroszimę, tam przecież nic nie ma! - Jest, największa szkoła muzyczna...
Mieliśmy szlifierkę, ale bez diamentowej tarczy, mogliśmy
więc sobie nią pomachać albo pokręcić za kabelek. Wszelkie otwory na rury itp.
wycinałem ręcznie kombinerkami, okruszek po okruszku. Jakie to cholerne
szczęście, że nie muszę pisać tej notki długopisem.
Dzięki Bogu i Bogini Dan wykopał z jakiegoś kąta, zakurzoną
butelkę Kadarki i od tej chwilki kafelki układały nam się równo i pięknie,
niemalże same, pod koniec rozważaliśmy już „czy nie zostawić tej dziury za
kiblem, bo przypomina niewidzialny bombowiec B-2” . Zawsze można by powiedzieć,
„Ha! A ja mam za kiblem niewidzialny bombowiec!”, „Gdzie, nie widzę”, „Bo jest
niewidzialny”...
Wracając pławiłem się w mocnym, jasnym świetle ogromnego
księżyca w pełni, który wychynął nad stare dachy Wrzeszcza, dodając okolicy
kilka wymiarów. Po drodze miałem wizję bitwy kosmicznej o takiej wspaniałości i
natężeniu bohaterów z krwi i kości, że niemal zatonąłem we wnętrzu własnej
głowy. Pewnego dnia zapędzę się tam zbyt daleko i już nie wrócę.
W domu niemal pękło mi serce gdy okazało się, że nie jestem
w stanie tego zapisać na papierze.
Zgwałcić logikę mógł tylko
ten co ją posiadł
(Lec)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz