środa, 12 listopada 2008

Chatka kopulatka


- Kto by chciał zabić karła?
- Na przykład mój ojciec,
dał mnie do straży przedniej
- Zrobiłbym to samo, mały
człowieczek z wielką tarczą.
Doprowadzisz ich łuczników
do szału.

(Martin)

Marzan pisze, że śpi pod otwartym, górskim niebem. Prawdziwy z niego Dziki Człowiek Gór. Czasem odnoszę wrażenie, że rozwód to najlepsze, co spotkało go w życiu.
Wczoraj Miastem szła parada. Ludzie jeszcze się nie przyzwyczaili. Parada dość nieporadna, dezorientujące przerwy i denerwujące przestoje. Parada z samej idei to zabawa dwustronna, widzowie cieszą się i bawią z paradującymi, tymczasem widownia stała w milczeniu, jak na jakimś freek show. Ludzie stali, patrzyli, czasem ktoś zrobił zdjęcie. Myślę jednak, że na stulecie niepodległości będziemy już nieco innym narodem, pod warunkiem oczywiście, że nadal będziemy niepodlegli.
Tymczasem mieliśmy Sobieskiego z Marysieńką w otoczeniu husarii, amerykańskich marines i Piłsudskiego w otoczeniu Hallerczyków. Sunęły stare samochody i ryczały Harleye. Na hondzie siedziała szprycha w skórach a spelującą literki harcerską gówniarzerię prowadziła drobna harcereczka o tak fenomenalnym biuście, że jeszcze strzelają mi ścięgi w karku. Na wyciągnięcie ręki od nas przeszedł Adamowicz, z drugiej strony pełzł Głodź może to i dobrze bo mógłbym napluć na buty temu złodziejowi parków. Równym krokiem dudnił oddział partyzancki i reprezentacyjne jednostki Wojska Polskiego.
Krążyliśmy potem z Krzyśkami w ostrym słońcu uwieczniając cyfrowo wysokie detale kamienic. Pokazałem im szczyty rynien w kształcie żuka i żaby na Powroźniczej. Okazało się, że dalej jest jeszcze śmieszniej, bo ktoś zrobił szczyty wyglądające jak zegar z kukułką czy głowa słonia.
Potem weszliśmy sobie na przedproże ratusza, akurat w momencie, gdy na Długą wkroczyła parada. Stałem tam tak sobie dociskając do boku Lady Pazurek i przyjmowałem defiladę na moją cześć. Krzychu zrobił mi niezłe zdjęcie od tyłu, jak stoję unosząc rękę na tle gęstego tłumu. Taki ze mnie przypadkowy Duce.
Później była szarlotka z domową bitą śmietaną w posiadłości mojej Lady, Appelseed 2 u sióstr i jakaś kreskówka o rudej która biegała z pochwą by włożyć do niej magiczny miecz.

Jęzory płomieni strzeliły w niebo
by polizać brzuch nocy

(Martin)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz