Nie roztkliwiał się nad sobą
zbytnio, niemniej potrzebował
swojej codziennej dawki czy-
stej wódki by przytępić nieco
ostre kanty mroku
Łzy z wapiennym pyłem ze szlifowanych ścian i rozlewanych
wylewek wypaliły mi dziury w skórze pod oczami.
Amerykanie zamierzają kręcić „Funkiego Kovala”, a Szponiasta
z Biegnącą Anną chcą mieć podwójny ślub. Słuchanie wynurzeń o tym byłoby nawet
zabawne, gdyby nie moja przewidywana rola w samym epicentrum tego piekła.
W nocy, w ciemnościach suną ponad miastem klucze ptaków.
Światła latarń odcinają ulice od nieba, zmieniają je w jasne korytarze. Ptaków
nie widać. Słychać je tylko. Pozostaje jedynie przeczucie sunących na południe
formacji. Masowa ewakuacja z krainy umierających liści.
Niebo pokrywa się bielmem. Turyści zakopują się w ziemi,
wciskają w szpary pomiędzy cegłami. Powrócą ze słońcem. Jeśli wzejdzie. Teraz
nadchodzi czas cichych miesięcy i lśniących jak łuska bruków.
Wzdłuż rzeki z ziemi wypełzają dziesiątki nowych budynków.
Wyglądają jak wynurzające się z grobów szare cielska zombie jakiś
przedpotopowych bestii.
Anioły krążą ponad końcem świata, w pastelowym blasku
uciekającego za horyzont ciepła. Rozkwita żółcią i czerwienią jesienna
apokalipsa. W tym przyziemskim świetle wyglądają jak zwykłe mewy.
- Dlaczego masz takie brudne ręce
- Bo myłem twarz
(Groński)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz