czwartek, 16 października 2008

Wunerrhelle sternnacht


Nie roztkliwiał się nad sobą
zbytnio, niemniej potrzebował
swojej codziennej dawki czy-
stej wódki by przytępić nieco
ostre kanty mroku

Łzy z wapiennym pyłem ze szlifowanych ścian i rozlewanych wylewek wypaliły mi dziury w skórze pod oczami.
Amerykanie zamierzają kręcić „Funkiego Kovala”, a Szponiasta z Biegnącą Anną chcą mieć podwójny ślub. Słuchanie wynurzeń o tym byłoby nawet zabawne, gdyby nie moja przewidywana rola w samym epicentrum tego piekła.
W nocy, w ciemnościach suną ponad miastem klucze ptaków. Światła latarń odcinają ulice od nieba, zmieniają je w jasne korytarze. Ptaków nie widać. Słychać je tylko. Pozostaje jedynie przeczucie sunących na południe formacji. Masowa ewakuacja z krainy umierających liści.
Niebo pokrywa się bielmem. Turyści zakopują się w ziemi, wciskają w szpary pomiędzy cegłami. Powrócą ze słońcem. Jeśli wzejdzie. Teraz nadchodzi czas cichych miesięcy i lśniących jak łuska bruków.
Wzdłuż rzeki z ziemi wypełzają dziesiątki nowych budynków. Wyglądają jak wynurzające się z grobów szare cielska zombie jakiś przedpotopowych bestii.
Anioły krążą ponad końcem świata, w pastelowym blasku uciekającego za horyzont ciepła. Rozkwita żółcią i czerwienią jesienna apokalipsa. W tym przyziemskim świetle wyglądają jak zwykłe mewy.

- Dlaczego masz takie brudne ręce
- Bo myłem twarz

(Groński)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz