piątek, 17 października 2008

Lęk to brak wiary


- Jak wykazuje nam doświadczenie
  wszystko się kiedyś kończy...
- Dokładnie, i życie, i śmierć

(Z serii wkurzanie agnostyków nad piwem)

Seba przywiózł mi z rejsu skrzynkę spleśniałych fig. Patrzę, oglądam, w końcu mówię: No dobra masz mnie. O co chodzi? Mam się nimi obłożyć i natrzeć żeby mieć cerę jak Natalie Portman? A on na to: Eee nie, po prostu: zalało nam dwie ładownie, a ja chciałem żebyś wiedział, że coś ci przywiozłem... No chyba że tak.
Wczoraj wędrowaliśmy ze Szponiastą ciemnymi ulicami Wrzeszcza. Stary Wrzeszcz jest bajkowy. Plecami opiera się o zalesioną morenę, z cienistych wąwozów, w których trafić można na ruiny osiemnastowiecznych parków, czy potknąć się o omszała macewę, wypada się wprost w kręte uliczki obrośnięte ze wszystkich stron wielkimi, starymi domami, które wyglądają jak odrapane pałace z horrorów.
Tego miejsca nie dosięgły bomby. Tutaj czuć naleciałość, czas kryje się w zakamarkach, w labiryntach ogrodów i podwórek, czai się w cieniu tajemniczych murków.
W ciemności przemykaliśmy pod drzewami, gapiąc się w rozświetlone okna. Okna są jak książki, albo filmy. Taki uliczny You Tube. Tam ściana pełna plakatów, obok dzieciak rzucający zeszytem, kawałek dalej dziewczyna siedząca na parapecie i patrząca nieruchomo w mrok.
Na tle jasnego nieba ostro odcinające się wieżyczki i sterczyny. Wykusze i balkoniki, i księżyc w pełni wędrujący nad tym wszystkim, i my przecinający plamy księżycowego światła, padającego spośród poruszanych wiatrem liści.
Przemykające na miękkich łapach, niedostrzegalne w ciemności dwa zwierzęta mroku o srebrzystej sierści.

Jeśli nie wiesz dokąd iść
sama droga cię poprowadzi

(Twardowski)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz