- Jak wykazuje nam doświadczenie
wszystko się kiedyś
kończy...
- Dokładnie, i życie, i śmierć
(Z serii wkurzanie agnostyków nad piwem)
Seba przywiózł mi z rejsu skrzynkę spleśniałych fig. Patrzę,
oglądam, w końcu mówię: No dobra masz mnie. O co chodzi? Mam się nimi obłożyć i
natrzeć żeby mieć cerę jak Natalie Portman? A on na to: Eee nie, po prostu:
zalało nam dwie ładownie, a ja chciałem żebyś wiedział, że coś ci
przywiozłem... No chyba że tak.
Wczoraj wędrowaliśmy ze Szponiastą ciemnymi ulicami
Wrzeszcza. Stary Wrzeszcz jest bajkowy. Plecami opiera się o zalesioną morenę,
z cienistych wąwozów, w których trafić można na ruiny osiemnastowiecznych
parków, czy potknąć się o omszała macewę, wypada się wprost w kręte uliczki
obrośnięte ze wszystkich stron wielkimi, starymi domami, które wyglądają jak
odrapane pałace z horrorów.
Tego miejsca nie dosięgły bomby. Tutaj czuć naleciałość,
czas kryje się w zakamarkach, w labiryntach ogrodów i podwórek, czai się w
cieniu tajemniczych murków.
W ciemności przemykaliśmy pod drzewami, gapiąc się w
rozświetlone okna. Okna są jak książki, albo filmy. Taki uliczny You Tube. Tam
ściana pełna plakatów, obok dzieciak rzucający zeszytem, kawałek dalej
dziewczyna siedząca na parapecie i patrząca nieruchomo w mrok.
Na tle jasnego nieba ostro odcinające się wieżyczki i
sterczyny. Wykusze i balkoniki, i księżyc w pełni wędrujący nad tym wszystkim,
i my przecinający plamy księżycowego światła, padającego spośród poruszanych
wiatrem liści.
Przemykające na miękkich łapach, niedostrzegalne w ciemności
dwa zwierzęta mroku o srebrzystej sierści.
Jeśli nie wiesz dokąd iść
sama droga cię poprowadzi
(Twardowski)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz