Szampana łyk i gną
się nóżki,
świat wiruje w koło więc, uważaj
lepiej na paluszki co w rajtuzki
pchają się. Bo bardzo różnie z
cnotą bywa, gdy urywa
ci się
film. Amor w objęcia cię porywa
na oczy spływa siwy dym.
(Wulgarna Zdzicha i Dr Albonanista)
Na murze kościoła przy Monciaku w WhiteTown są rozwieszeni
poeci, każdy ze swoim wierszem u szyi. Stałem tam sobie ostatnio, pozwalając
opływać się tłumowi, i gapiąc się w dzikie ślepia, czającej się wśród
światłocieni Lennonki i w młodopolski rys Marzana. Jakoś tak wyszło, że ich
zdjęcia rozmieścili na dwóch przeciwległych końcach Alei Poetów.
Upał, wyssany z sił po robocie mijałem kolejne ludzkie
ekspozycje w lekkim poczuciu nierealności. Jakaś stepująca para jak wyjęta z lat
dwudziestych, dziewczyny ubrane tylko w frendzle, bachory taranujące piwne
ogródki na tych "stojących dwukółkach"
Plaże zasiedlone gęsto. Nawet te co zdawały się być
odwiecznie zdziczałe. Po bulwarze krążą panny w bikini, nawet te co nie
powinny. W nadmorskim lasku orgia nagich tyłków i jedzących szyszki psów.
W sobotę Marzan idzie w Marszu Śledzia przez zatokę. Kupił
obowiązkową kamizelkę ratunkową i gwizdek. Twierdzi, że jeśli będzie tonął to
przynajmniej wszyscy usłyszą jego świszczący, ostatni oddech. Skombinowałem dla
niego plakat z Mao i ten przedwijenny, na którym szponiasta ręka ze swastyką
sięga po polskie fabryki, a żołnierz II Najjaśniejszej dżga ją bagnetem
krzycząc WARA! W sobotę robię imprezę powitalną dla Szponiastej, choć na razie
nie wiadomo, czy sama zainteresowana na nią zdąrzy, bo na sam koniec radośnie
im tam coś jeszcze dołożyli.
A tak poza tym dziś jest 08 08 08 i w radiu obiecali koniec
świata. Kończę więc i pędzę kupić popcorn.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz