piątek, 8 sierpnia 2008

Szansa na blask


Szampana łyk i gną  się nóżki,
świat wiruje w koło więc, uważaj
lepiej na paluszki co w rajtuzki
pchają się. Bo bardzo różnie z
cnotą  bywa, gdy  urywa  ci się
film. Amor w objęcia cię porywa
na oczy spływa siwy dym.

(Wulgarna Zdzicha i Dr Albonanista)

Na murze kościoła przy Monciaku w WhiteTown są rozwieszeni poeci, każdy ze swoim wierszem u szyi. Stałem tam sobie ostatnio, pozwalając opływać się tłumowi, i gapiąc się w dzikie ślepia, czającej się wśród światłocieni Lennonki i w młodopolski rys Marzana. Jakoś tak wyszło, że ich zdjęcia rozmieścili na dwóch przeciwległych końcach Alei Poetów.
Upał, wyssany z sił po robocie mijałem kolejne ludzkie ekspozycje w lekkim poczuciu nierealności. Jakaś stepująca para jak wyjęta z lat dwudziestych, dziewczyny ubrane tylko w frendzle, bachory taranujące piwne ogródki na tych "stojących dwukółkach"
Plaże zasiedlone gęsto. Nawet te co zdawały się być odwiecznie zdziczałe. Po bulwarze krążą panny w bikini, nawet te co nie powinny. W nadmorskim lasku orgia nagich tyłków i jedzących szyszki psów.
W sobotę Marzan idzie w Marszu Śledzia przez zatokę. Kupił obowiązkową kamizelkę ratunkową i gwizdek. Twierdzi, że jeśli będzie tonął to przynajmniej wszyscy usłyszą jego świszczący, ostatni oddech. Skombinowałem dla niego plakat z Mao i ten przedwijenny, na którym szponiasta ręka ze swastyką sięga po polskie fabryki, a żołnierz II Najjaśniejszej dżga ją bagnetem krzycząc WARA! W sobotę robię imprezę powitalną dla Szponiastej, choć na razie nie wiadomo, czy sama zainteresowana na nią zdąrzy, bo na sam koniec radośnie im tam coś jeszcze dołożyli.
A tak poza tym dziś jest 08 08 08 i w radiu obiecali koniec świata. Kończę więc i pędzę kupić popcorn.

*  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz