Jeśli nie możesz ich pokonać
zaskocz ich
(Prawo Trumana)
Moje poczucie swojskości chyba znowu ewoluowało, bo ostatnio
kojarzy mi się z żółtym kręgiem światła lampki na moim odrapanym stole i
wytrwałym chrupaniem kornika w oknie. Drań wierci już pracowicie 4 lata. Był
zalewany octem, topiony w benzenie i czopowany superglue. Najwyraźniej jednak
jest równie wredny i pomysłowy jak ja i wyprofilował sobie jakieś syfony
bezpieczeństwa. Nic to, kiedyś na pewno wyjdzie na zewnątrz, a wtedy ja już
będę na niego czekał... HAHAHA!,,,no chyba, że zawróci, demit!
Ostatnie dni spędziłem upojnie remontując katakumby pod
sklepem Roberta na Chełmie. I z całą odpowiedzialnością na jaką mnie stać, mogę
stwierdzić, że byłem w piekle, a w każdym razie gdzieś blisko. Nie dość, że
było gorąco , powietrze nasycone do granic skupienia smrodem farby olejnej i
grzyba, to jeszcze wokół stały piwa. Dziesiątki, setki, w wierzach po sufit...
a ja nie mogłem żadnego tknąć.
Na koniec zaś roboty, za moją uczciwość i policzenie po
znajomości o 3 stówy mniej niż powinienem, Robciu podliczył mnie za wodę
mineralną, którą wypiłem podczas pracy. Kurwa! Doprawdy coś strasznego i
tłustego cisnęło mi się na usta. Następnym razem dopiszę mu do rachunku nieco
własnego, wrodzonego skurwysyństwa.
Co poza tym? Dziewczyny z herbaciarni pasjami grają w
chińczyka, obrzucając nieżyczliwym spojrzeniem znad planszy co bardziej
natarczywych klientów. Lenn natomiast zasiadając ostatnio przy herbacianym
stoliku stwierdziła, że ma ochotę poskakać przy muzyce. "Mówisz -
masz" jak to powiada Lady Pazurek, gdy tylko wyszła, natknęła się za
rogiem na koncert Lao Che i zawracała nas telefonem ze wszystkich stron świata
jak prezydent USA myśliwce w ID-4.
Koncert zresztą wyszedł im świetny, choć pośród nastoletnich
podrygujących, czułem się nieco jak spleśniały grzyb, i tak jakoś czułem, że
moje podrygiwanie było inne od ich podrygiwania.
Miasto nasiąknięte kilkoma dodatkowymi milionami osób. Idąc
na centrum kierowałem do Old Town jakiś leciwych, brytyjskich rowerzystów,
którzy stali właśnie u stóp Mostu Granicznego i właśnie szykowali się by
wjechać do Letniewa. Wysłałem ich dłuższą drogą przez Kochanowskiego, ale tak
przynajmniej mieli szansę przeżycia. Za to już w centrum jakimś szwabom
wypełniającym po brzegi odrapane Uno wskazywałem autobahn nach Brzeźno, czy
może Brosen.
Do powrotu Szponiastej zostały 4 dni. Coś narasta mi szumem
w głowie.
Jestem sobie tarantulą
oczekuję, że mnie polubią
i przytulą...
(TV)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz