Co mają wspólnego ze sobą
miasta Hiroszima i Teheran?
na razie nic...
(CKM)
Policja w Bukareszcie urządza obławy w metrze na Tajemniczą
Striptizerkę. Dziewczyna wkracza do wagonu, odpala muzykę i urządza
profesjonalny pokaz wykorzystując liczne rury i pasażerów, następnie zbiera
datki w pończochę i odziana jedynie w kusy płaszczyk opuszcza ruchomą scenę.
Policja ma spory problem bo większość przesłuchiwanych świadków twierdzi, że
nic nie widziała, uśmiechając się jednak przy tym błogo...
Ja za to w domu miałem ptaka. Tak mi coś ćwierkało, że w
końcu skapowałem, że jakoś tak za głośno. Udałem się więc na rekonesans na
południowy-wschód od okrąglaka i na palmie odkryłem coś małego, pierzastego i
nieproporcjonalnie do wyglądu głośnego. Na początku usiłowałem go namówić, żeby
wlazł mi na palec, tak jak to Lennonka robi z muchami, ale bestia przestraszyła
się i smyrgnęła do okrąglaka, gdzie rozpłaszczyła się na szybie. Drugi raz się
już nie bawiłem tylko ująłem potwora delikatnie w dłonie i wyniosłem na balkon.
Potem wydzierał się z ocalałej topoli i sam nie wiem czy mi dziękował czy mnie
przeklinał.
A właśnie. Na początku tygodnia przybyła „Zieleń” i ścięła
kolejne dwie topole. Teraz z początkowych 8 zostały mi za płotem 2, a i na tych już widać
oznaki choroby. Pamiętam jak ryliśmy z ojcem dziury w gruzie gdy je sadziliśmy.
Teraz gdy padały pnie trząsł się cały dom.
Na jesieni posadzimy parę brzóz, mniej chorują i są bardziej
odporne na zwiększającą się temperaturę.
Wczoraj poszliśmy na spacer Doliną Radości z Phantomem i
wesołą ferajną z jego Forum. Wspinaliśmy się po szyszkach na trzydziestometrowe
zbocza, żeby oglądać rozliczne kamienie z napisami czy resztki skoczni
narciarskiej. Część ekipy odpadła po pierwszym wzgórzu, na którym była kamienna
tablica, ku pamięci jakiegoś niemieckiego skoczka narciarskiego, który skręcił
tu sobie kark w 40 roku, może miało to związek z tym, że jedna lasia wyruszyła
na wyprawę w lasy w sandałkach. Był za to typ z rowerem i wnosił ze sobą ten
rower po stokach o nachyleniu 70°. Ciągle żartowaliśmy, że za to na dół może
sobie zjechać.
Słońce długo zachodziło i przez las rozciągały się smugi
złotego światła, którego kolor tak strasznie lubię. Pośród zieleni połyskiwały
strumienie i stawy, weszliśmy nawet na Wzgórze Danza, które przed pierwszą
wojną leśnik Danz tak obsadził, że jesienią żółknące brzozy pośród świerków
tworzyły na zboczu ogromny napis: Jego imię i datę.
Zakończyliśmy w oliwskim EL Paso, płucząc gardziołko zimnym
piwskiem i zagryzając naczos w topionym serze i z papryczkami. Papryczki
nasączali chyba napalmem, żułem ostrożnie jedną stroną bo na początku tygodnia
bohatersko usunąłem sobie dwa najbardziej zniszczone zęby i pięcioletnie złoża
ropy z niekończącego się zapalenia przestąpiły w końcu brzegi i obrzydzały mi
każde pojedyncze przełknięcie śliny. Mam teraz piękną trzycentymetrową bliznę
na dziąśle. W sumie to oscyluję cały czas z lekka na granicy szaleństwa bo
ledwo ból się kończył to zaczęła się druga faza... swędzenie.
Do eleganckiej restauracji wchodzi
klient. Przychodzi kelner i pyta:
- Czym mogę panu służyć?
- Hm, jestem ciekaw jak przy-
gotowujecie
kurczaki?
- Jak je przygotowujemy?
Nie mamy jakiegoś
szczególnego
sposobu. Po prostu
mówimy im
„dziś umrzecie
ptaszyska”
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz