piątek, 6 czerwca 2008

Tylko on i jego pandemoniczny dziobak


Co mają wspólnego ze sobą
miasta Hiroszima i Teheran?
na razie nic...

(CKM)

Policja w Bukareszcie urządza obławy w metrze na Tajemniczą Striptizerkę. Dziewczyna wkracza do wagonu, odpala muzykę i urządza profesjonalny pokaz wykorzystując liczne rury i pasażerów, następnie zbiera datki w pończochę i odziana jedynie w kusy płaszczyk opuszcza ruchomą scenę. Policja ma spory problem bo większość przesłuchiwanych świadków twierdzi, że nic nie widziała, uśmiechając się jednak przy tym błogo...
Ja za to w domu miałem ptaka. Tak mi coś ćwierkało, że w końcu skapowałem, że jakoś tak za głośno. Udałem się więc na rekonesans na południowy-wschód od okrąglaka i na palmie odkryłem coś małego, pierzastego i nieproporcjonalnie do wyglądu głośnego. Na początku usiłowałem go namówić, żeby wlazł mi na palec, tak jak to Lennonka robi z muchami, ale bestia przestraszyła się i smyrgnęła do okrąglaka, gdzie rozpłaszczyła się na szybie. Drugi raz się już nie bawiłem tylko ująłem potwora delikatnie w dłonie i wyniosłem na balkon. Potem wydzierał się z ocalałej topoli i sam nie wiem czy mi dziękował czy mnie przeklinał.
A właśnie. Na początku tygodnia przybyła „Zieleń” i ścięła kolejne dwie topole. Teraz z początkowych 8 zostały mi za płotem 2, a i na tych już widać oznaki choroby. Pamiętam jak ryliśmy z ojcem dziury w gruzie gdy je sadziliśmy. Teraz gdy padały pnie trząsł się cały dom.
Na jesieni posadzimy parę brzóz, mniej chorują i są bardziej odporne na zwiększającą się temperaturę.
Wczoraj poszliśmy na spacer Doliną Radości z Phantomem i wesołą ferajną z jego Forum. Wspinaliśmy się po szyszkach na trzydziestometrowe zbocza, żeby oglądać rozliczne kamienie z napisami czy resztki skoczni narciarskiej. Część ekipy odpadła po pierwszym wzgórzu, na którym była kamienna tablica, ku pamięci jakiegoś niemieckiego skoczka narciarskiego, który skręcił tu sobie kark w 40 roku, może miało to związek z tym, że jedna lasia wyruszyła na wyprawę w lasy w sandałkach. Był za to typ z rowerem i wnosił ze sobą ten rower po stokach o nachyleniu 70°. Ciągle żartowaliśmy, że za to na dół może sobie zjechać.
Słońce długo zachodziło i przez las rozciągały się smugi złotego światła, którego kolor tak strasznie lubię. Pośród zieleni połyskiwały strumienie i stawy, weszliśmy nawet na Wzgórze Danza, które przed pierwszą wojną leśnik Danz tak obsadził, że jesienią żółknące brzozy pośród świerków tworzyły na zboczu ogromny napis: Jego imię i datę.
Zakończyliśmy w oliwskim EL Paso, płucząc gardziołko zimnym piwskiem i zagryzając naczos w topionym serze i z papryczkami. Papryczki nasączali chyba napalmem, żułem ostrożnie jedną stroną bo na początku tygodnia bohatersko usunąłem sobie dwa najbardziej zniszczone zęby i pięcioletnie złoża ropy z niekończącego się zapalenia przestąpiły w końcu brzegi i obrzydzały mi każde pojedyncze przełknięcie śliny. Mam teraz piękną trzycentymetrową bliznę na dziąśle. W sumie to oscyluję cały czas z lekka na granicy szaleństwa bo ledwo ból się kończył to zaczęła się druga faza...  swędzenie.

Do eleganckiej restauracji wchodzi
klient. Przychodzi kelner i pyta:
- Czym mogę panu służyć?
- Hm, jestem ciekaw jak przy-
  gotowujecie kurczaki?
- Jak je przygotowujemy?
 Nie mamy jakiegoś szczególnego
 sposobu. Po prostu mówimy im
 „dziś umrzecie ptaszyska”

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz