Otwieram okno. Wpada
ciepło... i kot.
(Lady Pazurek)
Od 10 lat nie ukończyłem żadnego rysunku. Rysuję, coś
rozprasza mnie na moment, albo nagle brakuje duchowego paliwa, wracam potem do
kartki, patrzę, i widzę, że jest dobre. I koniec, boję się narysować kolejną
kreskę, by nie zniszczyła harmonii tego co już jest.
Wędrowaliśmy jakiś czas temu Jarem Raduni. Są tam takie
wcinające się głęboko w ląd zatoczki, w które przy wyższym poziomie wody wiatr
zagania śmieci. Potem woda opada i pośród zwartej zieleni człowiek nagle trafia
na plastikowy pancerz. Taka plastikowa butelka w sprzyjających warunkach może
się rozkładać 4000 lat. Zaczęliśmy snuć z Danem wizje, że ktoś wypił taką Ice
Tea, zakręcił butelkę i wyrzucił. Otoczyły ją mokre papiery i szmaty,
skamieniały, a za dziesięć milionów lat, ktoś wykrywa w skale inkluzję w
kształcie butelki i bada zawarte w niej powietrze. Skład naszej atmosfery i
oddechu bezimiennej osoby.
Wczoraj zabrałem Szponiastą na pucharkowe lody i spacer po
rozsłonecznionym mieście. Patrzyliśmy na świat z Góry Gradowej i wysiadywaliśmy
na osmołowanych deskach nabrzeży Ołowianki. Na palu ktoś ustawił kieliszek z
resztką wina. Stał tam łapiąc złoty blask zachodzącego słońca. Lekko
surrealistyczny w tle poruszających się drobnych fal.
W sądzie na ławie oskarżonych
siedzi mrówka podejrzana
o
zabójstwo
słonia. Lew-sędzia
pyta: Dlaczego
oskarżona do-
konała tej zbrodni?
Mrówka opuszcza głowę,
milczy chwilę w końcu
patrzy
na sędziego i mówi:
Prawo Dżungli...
(Metro)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz