Blizny zaświadczają że przeszłość
była rzeczywistością
Jak to opowiadał Krzysiek, któremu opowiadał to jego ojciec,
w miejscu, gdzie ma powstać Baltic Arena przez całe lata zrzucała swoje odpady
stocznia. Smary, farby, chemikalia – setki litrów. Aż pewnego, pięknego dnia
ktoś upuścił niedopałek, czy coś podobnie trywialnego i cała okolica buchnęła
różnokolorowym płomieniem, którego nie można było ugasić przez wiele dni. Potem
to wszystko pogrzebano ziemią i założono tam działki. Teraz wszyscy z zapartym
tchem czekamy na pierwsze palowanie.
Podobnie zresztą jest w Wawie. Przecież Stadion 10-lecia
zrobiono z powojennego gruzu i diabli wiedzą ile bomb lotniczych czeka tam na
swój wielki dzień.
Ja tymczasem wychodzę z kolejnego ataku depresji. To się
robi nudne. Znam objawy, wiem kiedy nadchodzi. Z każdą poszczególną fazą znam
się po imieniu. I nic nie mogę na to poradzić.
Nadchodzi fizjologiczną falą, przestawia zwrotnice w mózgu i
już zasłaniam okna kocem, bo światło wypala mi oczy, a potem przez całe dnie
leżę bez ruchu, albo wpatruję się tępo w ekran. Nic nie ma znaczenia, a każdy
ruch wiąże się z nieogarnialnym wysiłkiem.
A potem nagle hyc! Fala odchodzi, energia wraca, ciemną
półkulę znów rozjarzają światła. Pozostaje tylko irytacja straconym czasem.
Tymczasem świat sunie swoim tempem. Dla tych co nie czytują
komentarzy: Lenn wysiadywała akurat jajniki na Info, a tu nagle, pomiędzy
półkami, pojawia się typ ogromny a okrągły, opięty szelkami. Porusza się
majestatycznie, a na czarnej koszulce ma napis: I see small people.
U nas z kolei z drzewa spadło pisklę sroki. Psica babki
rzuciła się oczywiście natychmiast do nieoczekiwanej rozrywki, tylko po to, by
znaleźć się nagle w środku „Ptaków” Hiczkoka. Klekocząc jak małe karabiny
maszynowe sroki rzuciły się na psa, dziobały, siadały na grzbiecie,
przelatywały przed nosem. I to nie tylko rodzice, w parę minut zleciało się ich
z kilkanaście. W końcu babka doczłapała do tego kłębowiska i przełożyła
pisklaka na trawnik do sąsiadów. Jak wyglądałem to ptaszyska coś ostro
kombinowały. Później nie było już tam nic. Albo dały radę go zabrać, albo kot
zeżarł.
I tyle na dzisiaj. Na razie jeszcze się akumuluję, ale jak
się pozbieram to może opowiem wam o imieninach Awarji w Cafe Schodek albo o tym
jak Krzysiek o mało nie uśmiercił złomiarza dobrem.
Nagle pośród ciemności
pojawiła się
wielka błękitna kula. Niczym propanowe
słońce w sercu
pustego wszechświata.
(Williams)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz