- O idzie Dan
- To nie mogę go widzieć
- Dlaczego?
- Bo ostatnio powiedział:
Do zobaczenia
w sierpniu...
(My)
Za tydzień mam ślub kuzyna, nie mam kasy na prezent i nie
mieszczę się w czarne spodnie. Lady Pazurek jedzie na sześć tygodni na praktyki
na jakąś pipidówę koło Wawy i też nie widomo czy uda jej się dotrzeć na ślub,
bo komunikacja jest tam raczej teoretyczna. Na dwa dni przed ślubem idę wyrwać
ostatni ząb, znaczy na imprezie będę pogięty z bólu, no bo przecież nie wezmę
tabletek pod wódkę, już nie wspominając o tym, że z tą cieknącą dziurą
zjedzenie czegokolwiek zmieni się w piekło. Okazało się, że nie za bardzo da
się zmienić termin. Zresztą co ja się przejmuję, na to też nie mam kasy. Baj
pisze, że za nami tęskni, a ja nie mam jak jej odpisać. Dzwonić nie chcę bo nie
potrafię rozmawiać z nią tak, żeby nie wyjść na nawiedzonego egocentryka. Do
tego już jest czas rachunków i znów muszę zarabiać te setki złotych dla kogoś.
Itd. Itp. Zrzędu zrzędu...
Dobra starczy (chyba uwiąd). Po prostu mi się już nic nie
chce. Budzę się zmęczony i jakoś ostatnio brakuje mi jakiejkolwiek motywacji.
Może skorzystam z wyjazdu Małej i udam się na te półtora miesiąca do lasu,
zarosnę, pokryję się warstwą jedną i drugą, pośpię pod sosną, albo może
pojeżdżę sobie pociągami. Muszę się choć na chwile od tego wszystkiego odciąć,
choć na chwilę zmienić ciąg myślenia, bo zaczynam się czuć jakbym w pełnym
słońcu wędrował przez równiny popiołu. Muszę choć na moment odstawić tę
sztuczną nadbudowę, którą nazywamy “codziennością” i pobyć trochę człowiekiem.
Przeszkody “Nie do przejścia”, jak wiadomo
Dzielą się na: A. Można ominąć. B. Da się coś
Zrobić. C. I tak nie uciekniesz...
(Void)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz