wtorek, 4 marca 2008

Łańcuszek z żyletek


Biały kamień. Z wyraźnym odciskiem muszli sprzed miliona lat. Gdy go rozbijasz, co niszczysz, kamień, czy mit?
Wiosna uniosła szarą powiekę. Błękit runął na wszystko. Fala blasku i ciepła dotyka faktur powierzchni. Pod ich wpływem na wierzch wypływają barwy. Jestem wściekły i samotny, moja energia nie ma celu. Proza rzeczy zwykłych, ale koniecznych nie budzi we mnie zainteresowania. Przez to czuję się jeszcze bardziej obcy. Jeszcze mniej ludzki.
Nocami uderza w nas wiatr. Deszcz tańczy po parapecie. Zwijam się w kręgu światła lampy. Czasem chciałbym być po prostu głupszy. Wiara to błogosławieństwo.
Tymczasem upływający czas przyprawia mnie o spazmy wściekłości. Rzucam przedmiotami. Rzucam sobą. Rzucam słowa. Czasem żałuję.
Kończę. Zostawiam to. Idę. Przehandlować kolejną minutę za haust powietrza.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz