piątek, 29 lutego 2008

Galopujące tostery


A mówiłem ci co by nie strzelać
do zajęcy nabojami na słonie...

(Stary, zły dowcip rysunkowy)

Koleś, nazwijmy go Budapren, myjąc ostatnio wannę po kąpieli, odkrył na jej dnie kulki rtęci. Teraz już drugi dzień siedzi u Siergieja w ciemnym kącie za przerdzewiałą osłoną silnika Messerschmita i twierdzi, że to jego teściowa nasmarowała go we śnie rtęcią, a kto wie może nawet wkropliła mu ją do nosa albo do oka. Budzio jest niegdysiejszym znawcą substancji lotnych i wirtuozem oddychania przez worek. Obecnie się ustatkował, ma żonę, pracę (oczywiście, że w lakierni) a nawet dziecko w drodze, co jasno świadczy, że 12 lat wdychania kleju nie czyni jednak bezpłodnym. Ma też teściową, której panicznie się boi.
W sumie jest to dość pozytywne, jeszcze niecałe dwa lata temu jego przeżarty chemią mózg reagował często i z reguły niespodziewanie atakami paniki na różne przypadkowe bodźce. Muszę przyznać, że było to zabawne, a nawet odkrywcze, idziemy ulicą a B zaczyna nagle wrzeszczeć na widok własnej ręki, albo wciska się do czyjegoś mieszkania przerażony refleksem światła. Potem robiło się coraz mniej zabawnie, bo zaczęła przerażać go woda i gdy z rzadka opuszczał swoją altankę na działkach, to przy dobrym wietrze dało się go wyczuć z 200 metrów. Ostatecznie jednak poszedł na leczenie, wziął się za siebie a jego lęki skoncentrowały się na jednym punkcie rzeczywistości, tym, który podobno naciera go nocami rtęcią.
I tu dochodzimy do sedna, jeżeli byśmy go tak zostawili to równie dobrze Siergiej z żoną mogliby znieść wersalkę ze strychu i pogodzić się z obecnością nowego, dygoczącego w kącie lokatora. Niestety, żona S nie słynie z cierpliwości, a raczej z celnych rzutów taboretem. Pozostaje więc tylko jedno... Posłać po budziową Nemezis...
I tu ta scena. Słychać kroki. B zamiera i kieruje wielkie jak spodki oczy w kierunku kuchennych drzwi. Uchylają się one i w drzwiach obramowany słońcem staje złowrogi kształt... Pucułowata starowinka, metr pięćdziesiąt w błękitnym fartuszku, która cichutkim miłym głosem mówi: No chodź Marcinku, dziś na obiad będą łazanki.

Problem   można  rozwiązać
na wiele sposobów. Jeśli nie
istnieje rozwiązanie-nie  ma
problemu

Taala

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz