wtorek, 11 marca 2008

Neurobicze


Człowiek nigdy nie uczy innych
wszystkiego co sam umie...

(Pratchett)

Zagubieni w ciemnościach, gdzieś w parku w Brzeźnie, który noc zmieniła w nieskończony świat mroku i widm pni drzew. Ziejąc nieprzetrawionym alkoholem czekamy na dziurę w chmurach, by księżyc swym trupim blaskiem wyodrębnił nasze twarze z ciemności, by powołał nas do życia z ciemności.
Echa daleko niosą się po betonach, drżą pośród uśpionych szyb. My zgarbione żywiołaki osiedli o świecących żyłach i oczach, w których w wyjątkowo ironicznych momentach dziejowych potrafi błysnąć czyste zło. Potrafimy zatrzymać się w pół kroku na piasku, i wsłuchiwać się w dźwięki muzyki niesione ponad wodami zatoki od WhiteTown, gdzie złota młodzież trawi srebro i platynę sekund, i pieniądze rodziców, nie czując jeszcze tej całej goryczy i bezczasu jaki te pieniądze kosztują. Granica wody u stóp, morze jak lustro i muzyka spośród dalekiej pastelowej mgiełki. Czasem czujemy się jak umarli obserwujący z drugiej strony Styksu nieświadomy świat.
Jak wiele kosztuje nas utrzymanie myśli na wodzy, ta ekspresyjna równowaga samoświadomości, której nadmiar natychmiast rzuciłby nas w fale i wypełnił płuca słoną wodą.
Czasem zabawna jest świadomość, że Sue Kwiat Paproci stojąc pośród piasków plaż WhiteTown miała w sobie to samo, gdy patrzyła przez wodę na połyskujące niczym garść klejnotów Brzeźno Wszystkich Żywiołaków. Potem zeszła z liny w powietrze, zeskoczyła z krawędzi, gubiąc ostatecznie równowagę. Pozostawiła zalaminowany dowód osobisty, papierowy dowód istnienia, wodorosty w długich, rudych włosach.
Czasem jesienią gdy sztorm wyrywa oddech z płuc i niesie przez powietrze tysiąc lodowatych sztyletów myślę o tym jak przepłynęła zatokę i wyszła na jakiś odległy brzeg, a z jej ciała opadało ubranie jak zeschłe skorupy, gdy stawiała pierwsze kroki na dziewiczym piasku Dalekiego Kraju swego serca.
Jedyne, co trzyma mnie tu jeszcze przy was to moja Pazurzasta Aleksandra, odrobina poczucia własności, garść ciekawości i uczucie, że nie byłoby fair tak się po prostu poddać. Niemniej coraz mniej mi zależy, coraz bardziej doskwiera, że zdecydowanie i siłę przenoszę na rzeczy, poluję na nie i cieszę się z samego ich posiadania. Tęsknię do czasu gdy wszystko było we mnie jak fale i tak naprawdę zależało mi by być po prostu z innymi.

Z ciemności wyszła ona,
by zamknąć jakiś związek.
Podsyciła nieskończoność.

(Majewski)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz