Człowiek nigdy nie uczy innych
wszystkiego co sam umie...
(Pratchett)
Zagubieni w ciemnościach, gdzieś w parku w Brzeźnie, który
noc zmieniła w nieskończony świat mroku i widm pni drzew. Ziejąc
nieprzetrawionym alkoholem czekamy na dziurę w chmurach, by księżyc swym trupim
blaskiem wyodrębnił nasze twarze z ciemności, by powołał nas do życia z
ciemności.
Echa daleko niosą się po betonach, drżą pośród uśpionych
szyb. My zgarbione żywiołaki osiedli o świecących żyłach i oczach, w których w
wyjątkowo ironicznych momentach dziejowych potrafi błysnąć czyste zło.
Potrafimy zatrzymać się w pół kroku na piasku, i wsłuchiwać się w dźwięki
muzyki niesione ponad wodami zatoki od WhiteTown, gdzie złota młodzież trawi
srebro i platynę sekund, i pieniądze rodziców, nie czując jeszcze tej całej
goryczy i bezczasu jaki te pieniądze kosztują. Granica wody u stóp, morze jak
lustro i muzyka spośród dalekiej pastelowej mgiełki. Czasem czujemy się jak
umarli obserwujący z drugiej strony Styksu nieświadomy świat.
Jak wiele kosztuje nas utrzymanie myśli na wodzy, ta
ekspresyjna równowaga samoświadomości, której nadmiar natychmiast rzuciłby nas
w fale i wypełnił płuca słoną wodą.
Czasem zabawna jest świadomość, że Sue Kwiat Paproci stojąc
pośród piasków plaż WhiteTown miała w sobie to samo, gdy patrzyła przez wodę na
połyskujące niczym garść klejnotów Brzeźno Wszystkich Żywiołaków. Potem zeszła
z liny w powietrze, zeskoczyła z krawędzi, gubiąc ostatecznie równowagę.
Pozostawiła zalaminowany dowód osobisty, papierowy dowód istnienia, wodorosty w
długich, rudych włosach.
Czasem jesienią gdy sztorm wyrywa oddech z płuc i niesie
przez powietrze tysiąc lodowatych sztyletów myślę o tym jak przepłynęła zatokę
i wyszła na jakiś odległy brzeg, a z jej ciała opadało ubranie jak zeschłe
skorupy, gdy stawiała pierwsze kroki na dziewiczym piasku Dalekiego Kraju swego
serca.
Jedyne, co trzyma mnie tu jeszcze przy was to moja
Pazurzasta Aleksandra, odrobina poczucia własności, garść ciekawości i uczucie,
że nie byłoby fair tak się po prostu poddać. Niemniej coraz mniej mi zależy,
coraz bardziej doskwiera, że zdecydowanie i siłę przenoszę na rzeczy, poluję na
nie i cieszę się z samego ich posiadania. Tęsknię do czasu gdy wszystko było we
mnie jak fale i tak naprawdę zależało mi by być po prostu z innymi.
Z ciemności wyszła ona,
by zamknąć jakiś związek.
Podsyciła nieskończoność.
(Majewski)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz