-Kocham cię moja kropeczko
-Kocham cię mój przecineczku
(My)
Ciśnienie mamy takie, że mi się po prostu nie chce. Każdy
dzień zaczyna się piękną pogodą, która gdzieś tak do drugiej przeobraża się
niby dr. Jackyll, czy też Garfield po wyjątkowo skoncentrowanej w sobie kawie.
Cały czas funkcjonuję na granicy bólu głowy. Niezwykle irytujące.
Seba został obudzony we wtorek rano w nie swoim łóżku, a
pierwsze co zobaczył to różowy, nabrzmiały sutek 10 centów od swojego nosa.
Przeanalizował sytuację, rozejrzał i stwierdził, że znajduje się w łóżku
znajomego a budzi go właśnie jego żona. Nie chciał za bardzo wdrażać nas w
burzliwe wydarzenia jakie nastały potem, ale ostatecznie wyjaśnił, że znajomy
był w kuchni robiąc kanapki, w łóżku zaległ i pozostał, ponieważ małżonkowie
nie mieli serca, ani siły by go stamtąd zwlec, a żona jest ekolożką, naturystką
i wykazuje inne istotne braki w zdrowiu psychicznym. Znaczy, że zupełnie jej
zwisa, co kto u niej zobaczy, ku ogólnej uciesze sąsiadów z bloku naprzeciwko,
ponieważ jest skażona bezgraniczną wiarą w „dobro, które tkwi w każdym
człowieku” i „kosmiczną harmonię”. Jeśli zaś chodzi o Sebę, to akurat to co w
nim tkwiło w tym momencie się uniosło, porywając ze sobą kołdrę, na szczęście
zakłócenia kosmicznej harmonii spowodowane dnia wczorajszego przez butelkę
smirnoffa i połówkę żołądkowej gorzkiej poniosły go jak na skrzydłach w
kierunku łazienki, ratując przed jakimś czynem niegodnym, a Jagodę przed
śladami po zębach, a kto wie, może i jakąś transplantacją.
Wczoraj zaś u Sióstr oglądaliśmy coś dziwnego co zwało się
Virgin Territory, a następnie drugi romans Obcego z Predatorem, wszyscy byliśmy
nieco chorzy, pogoda zaś była nieludzko gwiaździsta i co za tym idzie lodowata.
Nadzieja w jakiś dziwny sposób opuszczała nasze serca pod tym niezgłębionym
niebem, i właśnie ten moment wybrał sobie Dan by stwierdzić, że w GB wykryli
właśnie kilka przypadków jakieś Supergrypy, która zabija 98% zarażonych. Resztę
drogi zaś poświęcił filozoficznym rozważaniom, że tak się to zapewne wszystko
skończy, żadnych grzejących serce widoków atomowych grzybów, a jedynie skowyt
cywilizacji umierającej na skutek własnego skomplikowania i zbyt dobrej
komunikacji. W nocy śniło mi się jak w dzwoniącej ciszy wyludnionego Brzeźna
usiłuję ustawić wiatrak i sadzę w skrzynkach na parapetach marchewki.
Ominąłem wypalony korpus czołgu
Stygnący u wejścia na Targ Węglowy
Smugi gryzącego dymu
Snują się w powietrzu
Trzaski żarzącego się drzewa
Od budynku Zbrojowni
Jest bardzo cicho i pusto
Zdaje się że
Niechcący przespałem koniec świata
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz