środa, 26 marca 2008

...i pożrą nas za pomocą paszcz


-Kocham cię  moja  kropeczko
-Kocham cię mój przecineczku

(My)

Ciśnienie mamy takie, że mi się po prostu nie chce. Każdy dzień zaczyna się piękną pogodą, która gdzieś tak do drugiej przeobraża się niby dr. Jackyll, czy też Garfield po wyjątkowo skoncentrowanej w sobie kawie. Cały czas funkcjonuję na granicy bólu głowy. Niezwykle irytujące.
Seba został obudzony we wtorek rano w nie swoim łóżku, a pierwsze co zobaczył to różowy, nabrzmiały sutek 10 centów od swojego nosa. Przeanalizował sytuację, rozejrzał i stwierdził, że znajduje się w łóżku znajomego a budzi go właśnie jego żona. Nie chciał za bardzo wdrażać nas w burzliwe wydarzenia jakie nastały potem, ale ostatecznie wyjaśnił, że znajomy był w kuchni robiąc kanapki, w łóżku zaległ i pozostał, ponieważ małżonkowie nie mieli serca, ani siły by go stamtąd zwlec, a żona jest ekolożką, naturystką i wykazuje inne istotne braki w zdrowiu psychicznym. Znaczy, że zupełnie jej zwisa, co kto u niej zobaczy, ku ogólnej uciesze sąsiadów z bloku naprzeciwko, ponieważ jest skażona bezgraniczną wiarą w „dobro, które tkwi w każdym człowieku” i „kosmiczną harmonię”. Jeśli zaś chodzi o Sebę, to akurat to co w nim tkwiło w tym momencie się uniosło, porywając ze sobą kołdrę, na szczęście zakłócenia kosmicznej harmonii spowodowane dnia wczorajszego przez butelkę smirnoffa i połówkę żołądkowej gorzkiej poniosły go jak na skrzydłach w kierunku łazienki, ratując przed jakimś czynem niegodnym, a Jagodę przed śladami po zębach, a kto wie, może i jakąś transplantacją.
Wczoraj zaś u Sióstr oglądaliśmy coś dziwnego co zwało się Virgin Territory, a następnie drugi romans Obcego z Predatorem, wszyscy byliśmy nieco chorzy, pogoda zaś była nieludzko gwiaździsta i co za tym idzie lodowata. Nadzieja w jakiś dziwny sposób opuszczała nasze serca pod tym niezgłębionym niebem, i właśnie ten moment wybrał sobie Dan by stwierdzić, że w GB wykryli właśnie kilka przypadków jakieś Supergrypy, która zabija 98% zarażonych. Resztę drogi zaś poświęcił filozoficznym rozważaniom, że tak się to zapewne wszystko skończy, żadnych grzejących serce widoków atomowych grzybów, a jedynie skowyt cywilizacji umierającej na skutek własnego skomplikowania i zbyt dobrej komunikacji. W nocy śniło mi się jak w dzwoniącej ciszy wyludnionego Brzeźna usiłuję ustawić wiatrak i sadzę w skrzynkach na parapetach marchewki.

Ominąłem wypalony korpus czołgu
Stygnący u wejścia na Targ Węglowy
Smugi gryzącego dymu
Snują się w powietrzu
Trzaski żarzącego się drzewa
Od budynku Zbrojowni
Jest bardzo cicho i pusto

Zdaje się że
Niechcący przespałem koniec świata

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz