środa, 20 lutego 2008

C4


Mąż w piątą rocznicę małżeństwa
mówi  do  żony. Wiesz  kochanie,
nie  powiedziałem ci wszystkiego
-jestem  daltonistą. Ja  też nie po-
wiedziałam  ci  wszystkiego – na
to żona – Nie jestem z Rzeszowa
tylko z Mozambiku.

(Weekend)

Zero. Zero. Gołąb siada na dachu. Słyszę odgłos jego pazurków na blasze. Niebo jest niebieskie. Brak punktów odniesienia nie daje pojęcia o jego głębokości. Dzięki mediom świat wydaje się mały. Idąc pieszo z miasta do miasta człowiek zawsze zaskoczony jest odległością. Widzialna różnorodność jest przytłaczająca, jakby z każdego punktu, w którym się zatrzymujemy widać było inny świat.
Ostatecznie przecież jest tak, że miejsce, w którym żyjemy traktujemy jako to prawdziwe, jako rzeczywistość. Wszystko pozostałe wydaje się trochę jakby opowiedziane.
Dostałem stertę starych „Weekendów”, a tam rozpatrywane życiowe kwestie  typu „Co lepsze: dojrzały ogier czy młody fiutek”. Odpowiedź zawarta w pytaniu, ku pociesze wszystkich sflaczałych już z lekka panów w średnim wieku, którzy czytają takie pisma.
Ostatnio po sztormie wysłuchiwałem wynurzeń znajomka, który spełnił swoje życiowe marzenie i ożenił się z „najpiękniejszą dziewczyną w klasie”. Pismo mówi: jeśli Bóg postanowi cię ukarać spełni twoje marzenia. I tak się stało bo „piękna” puszcza go kantem 2, 3 razy w tygodniu, a fakt, że gość nie ma jeszcze poroża jak Hern z Robin Hooda, można usprawiedliwić jedynie drastycznym niedoborem wapnia w organizmie.
Siedzieliśmy sobie obok linii przyboju, krzywiąc się przeraźliwie do zakochanych, tak by omijali nas z daleka i śląc uśmiechy do ładnych pań z pieskami w celu wyłudzenia powłóczystych spojrzeń. Kumpel mówił i co czas jakiś wygrzebywał z piasku kamyk albo kawałek drewna i rzucał go w nadchodzącą falę.
Nagle zamilkł. Patrzę na niego a on siedzi i wpatruje się w milczeniu w zwietrzały, pozieleniały kawałek ludzkiego piszczela. Ten grubszy kawałek, który jest zaraz pod rzepką. Chwilę panowała cisza. W końcu znowu popatrzyłem na linię horyzontu i stwierdziłem: Zawsze może być gorzej, a on cisnął kość do wody.

„Jutro   też   jest   dzień”
tak mówili na Melmaku,
i to był błąd.

(Alf)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz