Znajomy starszego wylądował
w czasie jakiejś zabawy w ki-
belku. Nagle drzwi otwiera z
rozmachem jakaś niewiasta:
Ona – O Jezu!
On – O Matko Boska!
Wczoraj spadł pierwszy śnieg. Cicho i podstępnie, gdy
siedzieliśmy w herbaciarni. Do centrum wędrowałem jeszcze przez suchego
wyjałowionego trupa jesieni, z powrotem znaczyłem już swój ślad w skrzącym się białym
puchu i całowałem Szponiastą na przystanku pośród jego wirujących szaleńczo
drobinek.
Świat potrzebował tego śniegu i ja też. Śnieg jest „ukryciem
i oczyszczeniem” grzechów starego roku. Wygładza ostre kanty i tłumi dźwięki.
Śnieg jest nową czystą kartką, którą Bóg wkręca w swoją maszynę do pisania.
Mi też ten śnieg był potrzebny. Rozluźnił się i puścił nieco
ten węzeł, w jaki zwinęło się ostatnio moje ciało. Po raz pierwszy od dwóch
miesięcy normalnie się wyspałem. To niesamowite jak mocno jesteśmy splecieni z
mechanizmem wielkiej maszyny Bogini. Szept Gaii rozbrzmiewa cicho w dyskretnym
cieniu naszych żył i autostrad splotów nerwowych.
Na zewnątrz zrobiło się cieplej. Śnieg topnieje leniwie,
Brzeźno dryfuje leniwie przez opar wypełnionej światłem mgły. Dobrze siedzi się
w domu, kopie w stertach papierów i słucha muzyki. Dziś pierwszy raz w tym roku
idę do kina. Nie wiem ile osób zabierze się z nami, ale na pewno idziemy ze
Szponiastą. Nie potrafię już sam chodzić do kina. Zarówno samo przeżycie filmu,
jak i późniejsze przywoływanie go, rozmowy o nim, oceny i porównania. Bez Niej
to wszystko staje się niepełne.
Wieczorem poszperam wśród płyt i szuflad i skompletuję jakiś
ciekawy zestawik zdjęć na „Naszą klasę”, poszukam też co ciekawszych zdjęć
Gratki, bo jakiś as przestworzy umieścił ją w rubryce „klasa” i ludzie powoli
się tam zbierają wypełzając spod różnych oślizgłych kamieni i kątów Europy.
Pierwsze Prawo Olusi:
Nie drap tam gdzie nie swędzi.
(Lady Pazurek)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz